Media Polityka

Morawiecki kłamie, czyli Finlandia i mosty nie istnieją

Morawiecki kłamie

Pół Polski walczy teraz zaciekle o to, czy drogi i mosty istnieją czy może nigdy nie zostały wybudowane. Mateusz Morawiecki kłamie czy mówi prawdę. Przeprosił czy nie przeprosił. A ja mam wrażenie, że ogarnia mnie lekkie szaleństwo.

Żyjemy w kłamstwie. Kłamstwo jest naszym środowiskiem naturalnym, jest lepkim kokonem, który otacza nas i odgradza od prawdziwego świata. Niektórzy mówią, że ten kokon nas chroni. Niektórzy, że dusi. Chyba jedni i drudzy mają w jakiś sposób rację.

Sama sytuacja, w której ludzie debatują o tym, czy drogi i mosty istnieją, zamiast wyjrzeć za okno – i popatrzeć na te drogi i mosty! – sprawia, że czuję się, jak bohater jakiejś mrocznej dystopii. Oto premier mówi jakąś oczywistą bzdurę, po czym reszta kraju zamiast wzruszyć pobłażliwie ramionami zaczyna walczyć ze sobą na noże.

Są mosty! Nie ma mostów! Są! Nie ma!

Większość członków walczących plemion codziennie jeździ tymi drogami i mostami, a jednak przynajmniej połowa z nich podaje istnienie tych dróg i mostów w wątpliwość. Bo tak powiedział jakiś przypadkowy facet, który przypadkowo został premierem mojego kraju. A druga połowa zamiast popukać się w czoło i zająć czymś pożytecznym udowadnia im, że 2 i 2 jest cztery. Tym samym podnosząc bzdurę krzywoustego typa w okularach do rangi żywotnego problemu.

No ludzie…

Kłamstwo Morawieckiego, które przegrzało umysły Polaków, jest po prostu głupie i wewnętrznie sprzeczne. I mam z tą wypowiedzią kilka problemów.

Pamiętacie jak nasi poprzednicy mówili: budujmy nie politykę, tylko drogi i mosty? Pamiętacie coś takiego? Nie było ani dróg, ani mostów” – brzmi pierwsza część wypowiedzi. „Żeby nie być gołosłownym powiem tak: nasi poprzednicy (…) przez 8 lat wydali 5 mld na drogi lokalne. To tyle ile my wydajemy w ciągu jednego do półtorej roku” – to część druga.

Żyję w kraju wariatów, w którym idiotyzm wypowiedziany przez typka na wysokim stołku nagle staje się najbardziej dyskutowaną kwestią. Doszliśmy do miejsca, w którym już nawet nie udajemy, że rozmawiamy o Polsce, o jej kształcie, o ideach. Że ścierają się tu jakiekolwiek wartości. Że o coś nam chodzi i o coś się staramy.

Nie.

Marnujemy życie rozmawiając o tym, CZY DROGI KURWA ISTNIEJĄ. Bo może nam się wydawało i do tej pory lewitowaliśmy nad jakimś błotem, czy ugorem, czy coś.

Żyję w kraju wariatów, w którym w sprawę zaangażowały się dziesiątki (tfu!) publicystów, polityków i aż dwa sądy, a wykształceni prawnicy i sędziowie dowodzili, że wypowiedź trzeba rozpatrywać całościowo. Więc rozpatrzę, nich im będzie, skoro już to swoje życie marnuję.

Pierwszy problem jest taki, że w ogóle rozmawiamy o czymś, co jest głupie i wewnętrznie sprzeczne. Problem obejmuje też fakt, że premier mojego kraju mówi głupio i jest sprzeczny wewnętrznie. Bo jeśli do ciężkiej cholery „nie było dróg, ani mostów”, to jakim cudem można było na ich budowę wydać przez 8 lat 5 miliardów? Co było do udowodnienia, patrzę całościowo, dziękuję bardzo.

W rzeczywistości, która nie jest snem wariata, tutaj skończylibyśmy temat. No, może dodałbym wtedy jeszcze problem numer dwa. Brzmi on tak: nie dość, że premier mojego kraju gada głupie sprzeczności, to jeszcze nie umie mówić po polsku i strzela „półtorej roku”. Za samo to należy mu się dymisja.

Ale jest też problem trzeci.

Żeby zostać sędzią trzeba najpierw skończyć pięć lat studiów. Potem trzyletnią aplikację. Następnie odbekać swoje jako referendarz sądowy, potem asesor i wreszcie zasłużyć na powołanie na sędziego.

I taki biedny człowiek po latach praktyki musi wsiąść rano do samochodu, przejechać kilka dróg, być może też kilka mostów, dotrzeć do sądu i zajmować się tym, czy te drogi i mosty faktycznie istnieją. Bo jeden partyjniak pierdzieli głupoty, a drugi partyjniak chce zrobić z tego wyborcze widowisko. A ja płacę za to i partyjniakom i tej biednej sędzi Sądu Apelacyjnego, która zamiast zająć się jakąś sprawą dla społeczeństwa istotną blokuje sobie wokandę debilizmami.

Problem jest też taki, że na temat wyroku w sprawie kłamstwa Morawieckiego kłamią wszyscy.

Po pierwsze głupio kłamie Morawiecki – o tych mostach. Po drugie kłamie Grzegorz Schetyna twierdząc, że sąd kazał kłamcy przeprosić. Nie kazał. Kazał oświadczyć, że mówił nieprawdę, bo nie zgadzają się rachunki, czyli to, że PiS wydaje na drogi więcej niż PO. Po trzecie, kłamią media pisząc, że Morawiecki przeprosił. Nie przeprosił. Oświadczył.

Po czwarte – najgorsze – kłamiemy my, okłamując samych siebie.

Cała ta idiotyczna awantura sprowadza się do tego, że część z nas odnosi fałszywe wrażenie: polityk skłamał, został na łgarstwie złapany, sąd kazał mu przeprosić. Ufff, rzeczywistość działa.

Tylko że rzeczywistość nie działa, ona drga jak zepsuty obraz w starym kineskopowym telewizorze i oszukuje nas, że kłamstwo Morawieckiego to coś wyjątkowego. Niecodziennego. Że tak wielka afera świadczy o tym, że to ewenement. Unikat. Że łgarstwo rządzących nie zdarza się często i można spać spokojnie

A przecież polityk kłamie cały czas. On właściwie nic innego nie robi. A my w tych kłamstwach pływamy tak długo, że aż dziw, że nam pieprzone płetwy nie powyrastały.

Z okazji istniejących i nieistniejących zarazem dróg i mostów Barbara Nowacka (obecna koleżanka Platformy Obywatelskiej) powiedziała, że „nie można budować państwa opartego na kłamstwie i nie można kłamstwem rządzić”.

Oczywiście, że można. Więcej – chyba każde państwo na świecie zbudowane jest na kłamstwie i kłamstwem jest zarządzane, bo taka jest natura polityków. My tutaj całkowicie ignorujemy rzeczywistość tocząc poważne debaty o tym, że drogi są, lub ich nie ma, a taki CNN policzył, że Donald Trump kłamie publicznie 6,5 raza dziennie. Ponad 3000 razy w 466 dni. A przecież to tylko zwykłe, codzienne kłamstwa w telewizji i na wiecach wyborczych. U nas nikt nie policzy, ile razy kłamie Morawiecki i Schetyna, bo do tego trzeba wziąć się do roboty i posprawdzać fakty.

A są kłamstwa większe niż te policzone u Trumpa. Jak to Leszka Millera, że nie było u nas więzienia i tortur dla amerykańskich więźniów. Albo to Georga Busha, że Saddam Hussein ma broń masowego rażenia. Albo to Władimira Putina, że nie wie kto toczy wojnę w Donbasie, albo kto zestrzelił malezyjski samolot i zabił 298 osób nad wsią Hrabowe.

To są już kłamstwa od których cierpią i umierają ludzie.

A my, kurwa, o tych drogach i mostach.

Polityk kłamie zawsze, to jest częścią jego zawodu. Jest jak ten facet z przykładu Eubulidesa z Miletu: nawet jak mówi prawdę, to kłamie.

Morawiecki kłamie. Petru kłamie. Schetyna i Tusk – kłamią. Kłamie królowa angielska i ten premier Kanady, co dziewczyny lubią na niego patrzeć, bo ma ładną fryzurę i pokazał się bez koszulki. Kłamie nawet biskup i papież – to też politycy przecież.

A my lubimy, jak nas okłamują. Lubimy żyć w rzeczywistości fałszywej. Jesteśmy jak ta żona, która wprawdzie wie, że mąż chodzi na boki, ale tę wiedzę zakopuje gdzieś w odmętach umysłu i woli karmić się wiarą. Wiarą w to, że jego kłamstwa są prawdą. Że on jednak kocha. Że miłuje. Że rzeczywistość nie jest tak straszna i tak bolesna.

Ale jest. I niezależnie, jak bardzo lubimy się oszukiwać, ta dziwka rzeczywistość wciąż jest tuż tuż. I nawet, gdy zamkniemy oczy i zaczniemy sobie wyobrażać, że wszystko jest w porządku, ona tam jest. I czeka. I któregoś dnia strzeli nas w pysk tak, że zadźwięczy.

Mimo to kokon kłamstwa jest taki ciepły i wygodny, prawda?

W 2009 roku prof. Silvia Knobloch-Westerwick z Ohio State University udowodniła na przykład, że jesteśmy głupcami, którzy sami proszą o to, by ktoś nas okłamał. Wykazała, że w mediach wybieramy główne te informacje, które zgadzają się z naszymi twierdzeniami. Im nasze poglądy są bardziej radykalne, a więc oparte na generalizacji i nieprawdzie (mosty nie istnieją!), tym chętniej sięgamy po informacje, które nam je potwierdzą i poklepią nas po naszej głupiej główce.

W celu weryfikacji istnienia – bądź nie – mostów nie łapiemy więc za mapę, fotografie mostów, czy po prostu nie jedziemy na most, by pomacać empirycznie jego asfalt. Klikamy za to jak oszaleli rozmaite artykuły w rodzaju „Poręba o wyroku SA: jeśli chodzi o słowa, że nie było dróg i mostów, przyznano rację premierowi”.

To prawdziwy tytuł depeszy prawdziwej Polskiej Agencji Prasowej. Ten Poręba też jest niefortunnie prawdziwy i zajmuje prawdziwe stanowisko szefa sztabu wyborczego PiS.

I jak ja mam nie zwariować w moim własnym kraju?

Pisałem już tu kiedyś o ludziach, którzy wierzą, że Finlandia nie istnieje. To jedna z mniej popularnych teorii spiskowych mówiąca o tym, że w miejscu Finlandii jest jedynie morze, bardzo zasobne we wszelkiego rodzaju ryby. Jego istnienie ukrywa Rosja do spółki z Japonią, które wymyśliły Finlandię w latach 20. XX w. jako zasłonę dymną. I od tej pory fałszują wszystkie mapy, by nie dzielić się dorszem z resztą świata.

Więc (zdania nie zaczyna się od więc) myślę sobie, że mieszkańcy nieistniejącej Finlandii są szczęściarzami, że ich politykom nie przychodzi do głowy udowadnianie istnienia ich kraju przed sądem.

Myślę też sobie, że mieszkańcy Finlandii są szczęściarzami, że nie muszą płacić za ogłoszenia w telewizji o treści „Nieprawdziwe są informacje, że Finlandia nie istnieje”.

My musimy. Bo najlepsze w tym wszystkim jest to, że z naszych podatków płacimy Morawieckiemu za to, że mówi głupio. Płacimy Schetynie za to, że pozywa Morawieckiego za te głupoty. Płacimy sędzi za to, że każe Morawieckiemu prostować te głupoty (nie przeprosić!) w dwóch telewizjach w czasie najdroższego czasu antenowego.

I płacimy naszymi własnymi pieniędzmi za to, że Morawiecki emituje to swoje śmieszne ogłoszenie w TVP i TVN.

„Nieprawdziwe są informacje podane przeze mnie w dniu 15 września 2018 r. podczas wiecu wyborczego komitetu wyborczego Prawo i Sprawiedliwość w Świebodzinie, że w ciągu jednego do półtora roku wydawana jest przez nas większa suma na drogi lokalne, niż za czasów koalicji PO i PSL w ciągu ośmiu lat. Mateusz Morawiecki, premier rządu Rzeczpospolitej Polskiej”.

Za każde z tych słów zapłaciliśmy ze swoich pieniędzy po czterykroć.

Cennikowo takie 30 sekund przed Faktami TVN kosztuje 63 tysiące i 200 złotych. Może nie wybuduje się za to drogi, ani mostu. Ale w moim kraju 63 tysiące złotych to kwota, którą przez cztery i pół roku pobiera ode mnie ZUS, by wypłacić mi na koniec 600 zł emerytury. To moje i twoje 63 tysiące złotych, które premier zmarnował właśnie na głupoty.

I cała pociecha w tym, że jeśli kiedyś strzeli mi do łba rzucić się z rozpaczy z mostu, to się nie rzucę. Bo mosty nie istnieją, jak Finlandia.


Tekst powstał przy wsparciu Patronów.
A gdybyście i wy mieli ochotę rzucić we mnie monetą i wesprzeć moją pisaninę, to będę bardzo wdzięczny. Tu trochę o tym piszę. Jak chcecie, kliknijcie poniżej.


29 Responses

  1. A ja myślałem, że to ja jestem jakimś debilem, że nad tym kłamstwem oczywistym przeszedłem do porządku dziennego i nie ekscytowały mnie te rozpraw(ki)y sądowe…
    Miło wiedzieć, że się debilem nie jest.

    PS. Czytam od dawna. Komentuję od dziś. Aż dziwnie tak – czytać coś, co samemu chciałoby się powiedzieć, wykrzyczeć, tylko umiejętności ubierania myśli w słowa trochę brak…

    1. Bardzo mi miło – że czytasz i że komentujesz 🙂 Tym milej, że myślimy podobnie. Pozdrawiam!

  2. Drogi Borsuku,
    Wydaje mi się, że stawiana przez Ciebie teza jakoby całe zamieszanie o „drogi i mosty” było absurdem niestety nie jest już dzisiaj aktualna. Świat zwariował, jak sam zauważyłeś, a co za tym idzie, rzeczy oczywiście przestały takimi być, a masa ludzi to kupuje. Kilka przykładów z naszego kraju – furorę w najbardziej „antykomunistycznej” partii robi prokurator z PRL, który na dodatek krzyczy „Precz z komuną”, w ramach oczyszczania Sądu Najwyższego ze złogów komunistycznych wyrzuca się z niego człowieka, który w latach 80. bronił opozycji przed sądami, 27:1 to największy triumf Polski na arenie międzynarodowej itp. itd. Jest to niemal tak śmieszne jak Leszek Miller śpiewający Mury pod Sejmem wraz z protestującymi związkowcami. A ludzie to łykają, bo właśnie nikt nie chce tego prostować, bo wychodzimy z założenia, że to tak durne, że nikt tego nie kupi. Tylko właśnie dzieje się coś zupełnie przeciwnego. Trochę jak w tej bajce o nowych szatach króla – król jest nagi, ale pochlebcy tylko mu przyklasną, skonsternowany tłum głupieje, tylko brakuje tego dzieciaka, który krzyknie prawdę wszystkim w twarz, bo wychodzi z założenia, że to oczywiste, że król jest nagi. A właśnie przestaje być. Dlatego pozwolę się nie zgodzić, że ten proces i wyrok były zbędne. Bo postawienie tamy wyjątkowo ordynarnym łgarstwom to jednak ważny interes społeczny.

    1. W dzisiejszym świecie docierających wszędzie mediów półprawdy i kłamstwa są często ujawniane. Ale paradoksalnie to właśnie dlatego nikt się tym już nie ekscytuje. Kłamstwo, manipulacja, insynuacja są uznawane za nieodłączny element polityki i nikogo juz nie dziwią.

    2. Może i tak, ale wybieranie jednego oczywistego kłamstwa do walki z fałszem, a przymykanie oka na setki innych się mi nie podoba :/

    1. Tak wolę. Nigdy nie miałem parcia na szkło.

  3. Z ciekawostek — jest też teoria spiskowa głosząca, że Australia nie istnieje (miano ją wymyśleć po to, żeby zatuszować ludobójstwo dokonane na skazańcach brytyjskich przez Rząd J.K.M). A odnośnie do kłamstw, to oczywiście politycy zawsze kłamali. Niemniej jednak kompulsywne, kompletnie odklejone od rzeczywistości kłamanie a’la Trump czy Morawiecki to IMHO osobna kategoria wagowa.

    1. Tak 🙂 Nowa Zelandia też nie istnieje 🙂
      A z kompulsywnością chyba masz rację. Albo po prostu ich kłamstwa są głupsze i bardziej oczywiste – dlatego bardziej je widać.

      1. Kłamstwa Trumpa faktycznie są głupsze, ale niekoniecznie mniej skuteczne. Kiedy kłamstwo jest jakoś zakotwiczone w rzeczywistości, łatwiej je faktami obalić. Ale co powiedzieć na rewelacje w stylu, że „5 milionów nielegalnych imigrantów zagłosowało na Hillary”, albo że „Demokraci kierują tajnym stowarzyszeniem lubiących pizzę pedofilów”?

  4. W naszym systemie drażni mnie taka rzecz: aby praktykować prawo (być sędzią lub adwokatem) trzeba studiować, praktykować itd., a żeby prawo stanowić (czyt. być posłem), nie trzeba chyba nawet podstawówki.

      1. Takich paradoksów jest więcej.
        Żeby wyjechać na drogę kupą rdzewiejącego żelastwa trzeba odbyć kurs zakończony państwowym egzaminem. Zresztą ta kupa żelastwa też musi zostać zbadana przez akredytowanego przez państwo specjalistę.
        Ale żeby sprowadzić na ten świat nowe życie, nikt, a zwłaszcza państwo, nie wymaga od zainteresowanych nawet umiejętności czytania.

  5. Trochę mam problem z tym tekstem. Bo z jednej strony prawdą jest, że politycy kłamią. Ale z drugiej strony to też trochę nasza wina, bo się z tym potulnie godzimy. Wychodzi taki jeden z drugim na mównicę, scenę, ambonę czy drabinkę i bzdury głosi, że aż uszy się czerwienią od samego słuchania. A my nic, tylko uśmiechamy się pobłażliwie i podsumowujemy, że to przecież polityk, a oni tak mają. Otóż nie. Nikt nie ma prawa mi kłamać w żywe oczy i mówić bzdur. To, że nam to nie przeszkadza, to znak czasów i wiele mówi o nas i o czasach.

    1993 roku w Nowym Jorku wprowadzono zasadę zero tolerancji. Dotyczyło to wszystkich przestępstw i wykroczeń, ale zaczęto od drobiazgów. Oprócz ścigania chuliganów usuwano też szybko ślady ich działalności. Zamalowywano graffiti, wstawiano rozbite szyby na przystankach. Zamysł był taki, żeby nie przyzwyczajać ludzi, że przestępstwo i chuligaństwo to coś normalnego, co jest wokół nasz i jest częścią świata. I udało się. Przestępczość w Nowym Jorku spadła. Bo to jest jak w tym powiedzeniu „od koziczka, do rzemyczka”. Jeśli godzimy się z graffiti na ścianie (bo przecież to nikomu nie przeszkadza, a młodzież musi się wyszaleć artystycznie) to godzimy się jednocześnie z eskalacją przemocy. Jeśli godzimy się z drobnymi kłamstwami, to też godzimy się z poważnymi skutkami, do których może to odprowadzić. I doprowadza. Bo zaczynamy od brakujących mostów i pomówionych sędziów, a kończymy na goleniu przeciwników i wieszaniu ich zdjęć na szubienicy.

    No więc (ja też wiem, że nie zaczyna się zdania od więc) godzimy się z kłamstwami polityków, a ich kłamstwa po nas spływają jak po kaczce. Ale najgorsze jest to, że nie wszyscy tak to widzą. Jest całkiem spora grupa osób, które nadal traktują część polityków jak idoli, a to co oni mówią jako święte. Współcześni Pinokiowie wychodzą na mównice, sceny, ambony i drabinki i serwują nam bzdury o braku mostów, donosicielach, agentach Rosji, lepszych lub gorszych połowach itd.
    Niektórzy ludzie to przyjmują bezkrytycznie. I do upadłego będą bronić nawet tak absurdalnych tez, jak te o braku mostów. Tych ludzi tym bardziej łatwo przekonać, że Trybunał Konstytucyjny działał na szkodę kraju, a sędziowie Sądu Najwyższego to co do jednego komuniści i agencji obcego wywiadu. I oni w to wierzą.

    A my na to pozwalamy.

    I co najwyżej uśmiechamy się pobłażliwie.

    Do czasu.

    Do czasu, aż przeczytamy wyniki wyborów.

    1. Tak. Ale rozmawiamy od tygodnia tylko o jednym, najgłupszym, weryfikowalnym w sekundę kłamstwie. A o kłamstwach większych – cisza. Tak jak napisałem – ogólnonarodowa dyskusja o drogach i mostach daje ludziom złudne wrażenie, że kłamstwo polityka to wyjątek. I polityk może spać spokojnie, bo gadamy o jednej głupiej wypowiedzi. Resztę omijając i dając tym samym wrażenie, że reszta to prawda.

  6. Skoro o językowych potknięciach, to i ja dorzucę trzy grosze: Przed „że” nie zawsze stawiamy przecinek. Chyba że, tyle że, mimo że, tylko że – piszemy bez przecinka.

    Odnoszę się do zdania zaczynającego się od słów „Tylko, że rzeczywistość nie działa”. Można sobie przeczytać na głos jeśli ktoś ma wątpliwości, że w tym miejscu pauza (przecinek) nie pasuje.

    Poza tym jak zawsze świetny tekst.

    Pozdrawiam

  7. Piszesz o prawdach tak niewygodnych, tak uwierających, tak wypieranych ze świadomości, ale to dobrze. Kłuj te nasze strefy komfortu do bólu żelazem póki gorące.

  8. Warto by może rozwinąć wątek tych sędziów, co to 5 lat studiują, potem aplikują, potem…i ich też podliczyć, bo tak się składa, że to też politycy i bankierzy w jednym, których karmi społeczeństwo jak nie przymierzając TVN.
    warto napiętnować ten system, w którym ludzie, o bynajmniej nie tak przypadkowi jak premier na swoim miejscu, ale starannie wyselekcjonowani, pobierają latami indoktrynację na wydziałach doktryn prawnych, doktryn historycznych, doktryn społecznych i doktryn politycznych, nabywając przez ten okres stanu podobnego do choroby psychicznej (stanu indoktrynacji umysłu) by następnie osądzać ludzi, którym nie dane było takich tortur umysłowych doświadczyć, czyli normalnych. ich żywicieli.
    w dodatku, wziąwszy pod uwagę fakt, że cały wymiar tzw sprawiedliwości jest w rękach beznapletkowych, należy się im piętno nie tylko z racji przywdziewania masek polskich nazwisk, ale, tu bym chciał nawiązać do komentowanego tekstu, przede wszystkim z racji tego, że ogromnym nieporozumieniem jest pisać, że sędzia bierze na wokandę sprawę dla pożytku społeczeństwa, no chyba, że ma się na względzie społeczność żydowską.
    sądy jakie są, niestety nie każdy widzi, a jedynie ten, kto ma z nimi do czynienia i gwarantuję, że ich komercyjny charakter ma w głębokim poważaniu, jakiej rangi sprawą się zajmują, byle była z tego korzyść.
    to tak, jak współcześni tzw lekarze – czy pomogą, czy nie (najczęściej nie), liczy się wizyta pacjenta = kasa. chemiczne farmaceutyki są najbardziej szkodliwe dla zdrowia fizycznego, ale szkodliwe wyroki dotykają psyche, kto wie co większe czyni szkody?
    judeotalmudyczne przepisy (bo takie są niestety) służą nie dobru społeczeństwa polskiego, a jego eksterminacji, a gdyby przez przeoczenie jakiś przepis pozostawał korzystny dla Polaków, to dzięki możliwości swobodnej oceny (faktów, dowodów ,zeznań) danej sobie przez tę nadzwyczajną kastę, tak go zmanipulują, że w efekcie końcowym zawsze Polak płaci (czytaj jest okradany w majestacie przepisów – bo prawem tego nie nazwę)
    za chwilę z tego komentarza zrobi się artykuł, więc kończę podsumowując: jesli nie zechcesz opisać togowych bandytów, to przynajmniej weź poprawkę na to co robią i nie przypisuj im niezasłużonych działań na korzyść społeczeństwa.
    pozdrawiam
    świetnie się czyta twoje teksty

    1. Patrz Borsuk, doczekales sie pierwszego jawnego antysemickiego fana. To tez szalenstwo, ze mu sie Twoje teksty podobaja. Chyba ze nie czytal dokladnie.

    2. W czym nieistniejące w Polsce „judeotalmudyczne przepisy” są gorsze od istniejących i promowanych przez Rząd, Prezydenta i PiS starotestamentowych???

  9. Mistrz Orwell nie wie, czy śmiać się, czy płakać, czy może dostać ciężkiej pozagrobowej kurwicy na głupotę ludzką.

    Oczywiście przypomina mi się prastary (nie)dowcip: po czym poznać, że polityk kłamie? Po tym, że otwiera usta.

    PS: Dawno Ci nie pisałam, że Cię kocham, więc niniejszym piszę, że Cię kocham.

    1. Bardzo się cieszę i jestem jak zawsze oszołomiony 😀

  10. Nie poddaje pod wątpliwość, a podaje (jedno d!) w wątpliwość.

Dodaj komentarz