Media Polityka

Palec w tyłku Filipa Chajzera, czyli idźcie na wybory

Filip Chajzer

Dowiedziałem się wbrew mojej woli, że Filip Chajzer nie tylko ego ma przerośnięte. Lekko zbyt rosły ma też pewien gruczoł, który zbadał sobie na żywo w ogólnopolskiej telewizji. Tak wygląda dziś dziennikarstwo: przy śniadaniu, live, wsadza się ludziom palec do dupy. A cała symbolika tyłka Chajzera jest przecież szersza i uniwersalna.

Z tym palcem w tyłku to wszystko na serio.

Ja niby wiem, że z mediami i z dziennikarstwem jest dziś coraz gorzej. Ja wiem, że trwa walka o widza. Wiem, że im głupiej, tym lepiej. Ale na to po prostu nie byłem jeszcze gotowy. Poczułem się medialnie spenetrowany i nie było to miłe. Owszem, w dziennikarstwie istnieje pojęcie „tematu z dupy” oznaczające temat od czapy, dziwaczny. Ale nie sądziłem, że ktoś potraktuje to dosłownie.

Najpierw w internecie wyświetliła mi się reklama – zachęta do obejrzenia programu „Dzień dobry TVN”. Śniadaniówek nie oglądam, bo ani nie interesuje mnie szybka sałatka z czegoś, co obecnie jest modne (wciąż nie można glutenu?), ani ciąże nieznanych mi pań z nieznanych mi seriali, ani wynurzenia piosenkarzy, których muzyki nie słucham. Jednak tym razem reklama kusiła mnie wielkim wydarzeniem. Epokowym wręcz.

Cytuję: Filip Chajzer na żywo podda się badaniu prostaty. Zapraszamy!

ZAPRASZAMY!

FILIP CHAJZER!

Złapali mnie. Do Filipa pałam prawie taką samą sympatią, jak do Magdaleny Ogórek, do tego z masochistyczną manierą regularnie zaglądam tam, gdzie zaglądać nie powinienem i wystawiam tym samym moje skołatane nerwy na kolejne ciosy rzeczywistości.

Więc (zdania nie zaczyna się od więc) musiałem to zobaczyć. Z kronikarskiego obowiązku musiałem wejść na strony TVN i obejrzeć to nowatorskie podejście do dziennikarstwa. I od razu zaznaczę, że każde moje następne słowo ma ścisłe pokrycie w wydarzeniach na antenie TVN i nie zmyślam nic, a nic.

Syn króla proszków do prania – Filip Chajzer – zwany dla niepoznaki „reporterem”, stanął na tle zielonkawego parawanu i uciął sobie pogawędkę z sympatycznie wyglądającym lekarzem. Urologiem. Doktor Stefan Czarniecki przystępnie przybliżył Chajzerowi i widzom zagrożenia związane z rakiem prostaty i nakłaniał, by regularnie się badać. Panowie rozmawiali zwracając się do siebie per „ty”, aż w końcu przyszedł czas na per rectum.

Filip Chajzer wskoczył za parawan, gdzie doktor palcem-grzebalcem czynił swoją powinność. PRZY AKOMPANIAMENCIE PIPERZONEGO TERCETU SMYCZKOWEGO.

Tak, przed kamerą pojawiły się trzy młode dziewczęta, które dały koncert za pomocą dwóch skrzypiec i wiolonczeli. W czasie koncertu – zgodnie z zachęcającą reklamą – polski dziennikarz w polskiej telewizji wypinał tyłek do badania prostaty.

NA ŻYWO! ZAPRASZAMY!

Doktor Czarniecki zakomunikował reporterowi, że jego gruczoł jest nieco powiększony. Stąd wiem, że Filip Chajzer przerośnięte ma nie tylko ego.

Wspaniałe widowisko, prawda? Nie oszukujmy się, palec w tyłku na żywo w TVN nie zdarza się codziennie, choć przypominam sobie przecież takie precedensy podczas rozmów dziennikarzy tej stacji z politykami Platformy Obywatelskiej.

No, ale tutaj palec był prawdziwy, niemetaforyczny, odpowiednio zareklamowany i z akompaniamentem smyczkowym. Skok oglądalności murowany.

I dlaczego ja właściwie się czepiam? Filip Chajzer wytłumaczył mi przecież na wizji, że to całe per rectum na żywo uratowałoby życie ojcu jego fanki. Bo on ma fanki. Bo gdyby ten ojciec obejrzał coś takiego w telewizji, to by żył. A tak – nie obejrzał i nie żyje, bo raka prostaty dostał. Serio.

– I dlaczego właściwie się czepiasz? – zapytał mnie dziś kolega w pracy. – A kto by to obejrzał, jeśli po prostu mówiliby o problemie, o profilaktyce?

No właśnie, kto? Ludzie przyzwyczaili się do tego, że wszystko musi być rozrywką. Przyzwyczaili się do clickbaitów, do idiotycznych wygłupów na antenie, do kretyńskich tytułów w internecie. Do robienia z siebie idioty na żywo i nie tylko.

Kto na przykład kliknie w artykuł na jakimś smętnym blogu w otchłani internetu? Nikt. Chyba, że tytuł będzie brzmiał „Palec w tyłku Filipa Chajzera”.

Ludzie chcą rozrywki, wiecznej rozrywki.

Jasne, w tym wypadku cel jest szczytny – rak prostaty to drugi po raku płuc najczęstszy zabójca polskich mężczyzn (halo, Czytelniku – zbadaj się). Jasne, warto o tym rozmawiać i zachęcać do badań. Ale kurwa na żywo z tercetem smyczkowym? Aż się boję pomyśleć, co reporterzy telewizji śniadaniowych zrobią w Światowym Dniu Leczenia Niepłodności i jaka muzyczka będzie przygrywać żwawemu pobieraniu od nich nasienia. Na żywo.

ZAPRASZAMY!

Ludzie chcą dziś wyłącznie rozrywki i nie dotrzesz do nich z żadną informacją bez idiotycznych hopsztosów i sięgania lewą ręką przez prawe ucho.

Zauważyliście, że ważkie społeczne problemy są w telewizji poruszane głównie w gównianych produkcjach typu „Trudne sprawy”? Ich bohaterowie często doświadczają jednocześnie raka prostaty, HIV, kryzysu imigranckiego i feminizmu (to jak Ahmed z baru z kebabem uwiódł Grażynę, przez co Janusz nie dostał schabowego i musiał zacząć sam sobie gotować), problemów z obsługą bidetu (słynne „Pamiętniki z wakacji”), czy zagadnień zdrowej diety (mięsny jeż).

A teraz Filip Chajzer na żywo otwiera swój anus przez rzeszą widzów.

Czasem mam wrażenie, że nasza cywilizacja doszła do punktu granicznego i powinniśmy spokojnie i po cichu wymrzeć. Wyginąć. Że rolę Wandalów w naszym Cesarstwie Rzymskim grają właśnie takie Chajzery, Małgosie Rozenek, uczestnicy „Warsaw Shore” i Krzysztof Ibisz. Że może czas na jakiś meteoryt, a może ci pojebani antyszczepionkowcy są częścią szerszego planu i chodzi o to, by epidemie zmiotły wreszcie ludzkość z powierzchni Ziemi. Że może niech wyewoluuje tu coś nowego, nie wiem, choćby z jaszczurek, i może ci Reptilianie poradzą sobie trochę lepiej niż my.

A potem przypominam sobie, że to nie tylko ludzie chcą wiecznej rozrywki, chcą być wiecznie zabawiani, siedzą na tych kanapach obsypani okruszkami chipsów paprykowych z olejem palmowym i oczekują wciąż ostrzejszych tytułów, ostrzejszych materiałów i głupszych wiadomości w rozmaitych telewizjach. Przypominam sobie, że swoją rolę (choć nie wyłączną) mają w tym media.

Co znów kieruje moje myśli ku polityce.

Ludzie chcą wyłącznie rozrywki. I politykę – coś, co kształtuje ich rzeczywistość – też traktują wyłącznie w kategoriach rozrywkowych. Zauważyliście, że ci wszyscy Morawieccy, Kaczyńscy, Tuski, Ryśki Petru, Markowie Suscy, Stefany Niesiołowskie i Achimy Brudzińskie stali się takimi samymi celebrytami, jak baby pokazujące silikonowe cycki na Instagramie? Że wielu z nas śledzi wiadomości w ten sam sposób, w jaki kury domowe śledzą Pudelka? Że w internetowych portalach w zakładce „polityka” znajdziecie głównie to, że Andrzej Duda zrobił głupią minę, Marta Kaczyńska całuje się z trzecim mężem, a Jarosław Kaczyński znów ma dziurę w bucie?

Rzeczy totalnie nieistotne. A przecież sam sięgam po nie w pracy. Przecież sam codziennie wsadzam metaforyczny palec w alegoryczny tyłek Filipa Chajzera, a potem psioczę na to, że ludzie są tacy głupi – cytując Mateusza Morawieckiego.

Zrobiliśmy z polityków celebrytów i śledzimy ich przygody niczym fabułę mrocznej wersji „M jak Miłość”. A potem dziwimy się, że ludzie nie chodzą na wybory.

Gdyby w głosowaniu powszechnym wybierało się ramówkę Polsatu, albo to czy Gosia Rozenek bardziej pokaże tym razem cycki czy dupę – też bym nie poszedł głosować. I może to jest odpowiedź dlaczego większość z nas na wybory – te prawdziwe – nie chodzi. Bo politycy to dla nich tacy trochę bardziej denerwujący aktorzy.

A to przecież nie jest serial. To prawdziwi ludzie dojący nasze prawdziwe pieniądze z naszych prawdziwych podatków. To prawdziwi przemierzy Morawieccy pieprzący jakieś przerażające głupoty (przykład z dziś, bo wiecie, że głupot jest mnóstwo) o tym, że na przykład trzeba strzelać do wilków. Bo on się naczytał „Czerwonego Kapturka” i się wilka w lesie boi.

Wilka. W lesie. Się boi. Ten Morawiecki. W Biebrzańskim Parku Narodowym, gdzie żyją dwie ostatnie rodziny tych zwierząt, które za wszelką cenę trzeba chronić, bo wkrótce znikną i znad Biebrzy i z Polski w ogóle. Ale jemu kurwa „Czerwonego Kapturka” tata przeczytał w dzieciństwie i on się kurwa boi.

I ten Morawiecki Mateusz to nie jest jakiś przypadkowy idiota z serialu, to nie jest jakaś tam postać fikcyjna. To nawet nie jest Filip Chajzer, który dla popularności wypnie się wtedy, kiedy trzeba.

On naprawdę ma wpływ na twoje życie.

Tak samo, jak tata Morawieckiego, który wilkami go straszył, a teraz szuka poparcia politycznego u nacjonalistycznej szurii. Przedstawiciel tych wariatów wpisuje się akurat w nasz temat, bo na spotkaniu wyborczym Morawieckiego chwali się „dobrze wymasowaną prostatą”. Serio, serio.

Taki sam – a nawet większy – wpływ mają samorządowcy. A wybory już za tydzień i nikt znów dupy (hehe) nie ruszy. I znów do wyborów pójdzie te nędzne 40 procent, a reszta zasiądzie przed telewizorami i będzie śledzić ten celebrycki serial polityczny i narzekać.

Ja wiem, wiem. Też zbuntowałem się swego czasu przed głosowaniem na „mniejsze zło”, bo ja też – jak Morawiecki – w dzieciństwie czytałem sobie różne fantastyczne opowieści. I pamiętam najmądrzejsze zdanie napisane przez niejakiego Sapkowskiego Andrzeja w bajce o Wiedźminie.

„Zło to zło. Mniejsze, większe, średnie, wszystko jedno, proporcje są umowne a granice zatarte. Ale jeżeli mam wybierać pomiędzy jednym złem a drugim, to wolę nie wybierać wcale”.

Ale życie to nie rozrywka i nie książka o białowłosym pogromcy potworów. Nie namawiam na głosowanie na określone partie – jeszcze czego! Nie namawiam na głosowanie na mniejsze zło. Sam się tym brzydzę. Ale kurwa mać – idźcie do urn i zagłosujcie na kogokolwiek uważacie. Wybierzcie kogoś. Tak po prostu. Z tej oferty, którą macie. Strzepcie z siebie te paprykowe chipsy i ruszcie szanowne tyłki.

Ja wiem, że wszyscy brzydzimy się politykami. I nie mamy na kogo głosować. Bo ani my, ani nasi bliscy nie kandydujemy. Nie kandyduje też nikt, komu moglibyśmy zaufać. Dlaczego? Bo się brzydzimy i oni brzydzą się. I kółko się zamyka.

Ja wiem, że wszystkie dostępne opcje są słabe i powinno być lepiej. Powinna być lepsza oferta. Ja wiem, że nie ma nikogo, na kogo można ze spokojem sumienia i radośnie oddać swój głos. Tak bez obrzydzenia.

Ale ile w życiu macie sytuacji, gdy robicie coś bez wahania i z pełnym przekonaniem?

Umówmy się – to jest jak z tym tyłkiem Filipa Chajzera. Palec obcego faceta w twojej dupie z pewnością nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. Ale ból dupy i śmierć, gdy rak prostaty zacznie zjadać i twój tyłek i ciebie jest zdecydowanie gorszy. I może czasem warto przecierpieć mniejszą niedogodność, by uniknąć tej większej. Zamiast mniejszego zła wybrać – no nie wiem – mniejszy dyskomfort?

Bez idiotycznych spektakli na żywo, bez zachęcających reklam, bez wymuszonej rozrywki – po prostu pójdźcie.

Idźcie ludzie do urologa przebadać swoje tyłki.

I idźcie głosować.

A może nas wszystkich będzie dupa mniej w przyszłości boleć.


Tekst powstał przy wsparciu Patronów.
A gdybyście i wy mieli ochotę rzucić we mnie monetą i wesprzeć moją pisaninę, to będę bardzo wdzięczny. Tu trochę o tym piszę. Jak chcecie, kliknijcie poniżej.


24 Responses

  1. Czy chciałbyś dołączyć do bractwa iluminatów, aby stać się bogatym i sławnym oraz zarabiać 1 milion dolarów jako nowy członek i 500 000 dolarów miesięcznie? jeśli tak, wyślij wiadomość do naszego czcigodnego Wielkiego Mistrza (Lorda Christophera) przez WhatsApp pod numerem +2348054779589 w celu inicjacji online.
    Każdy dzwoni, ale niewielu lub skontaktuj się z e-mailem! Johnmark4074@gmail.com

  2. Kałuża to typowy wykwit tej naszej postawy. Zresztą ja jestem z Lubartowa, więc wiadomo o co chodzi u nas to samo w powiecie. Najbardziej rozbawił mnie były Burmistrz, który wszedł do rady powiatu z KO i snuje opowieści, że to (wprost!) z powodu konieczności mania wpływu na politykę kadrową w Starostwie, bo tam tacy dobrzy specjaliści z PO pracują. Osmarkałam się że wzruszenia. I do tego komentarze pełne zrozumienia. Żałośni jesteśmy i mamy, co mamy. Mnie tylko energia, że muszę tę sytuację przyjmować do wiadomości przez milczenie owiec. Dzisiaj może być lepszy numer w mieście. Po 1 turze kandydatowi z komitetu obywatelskiego udzielił poparcia kandydat z PO. Ten pierwszy wygrał i obiecał, że drugi będzie Vice. Razem mają 11/21 mandatów. 3 PO i 8 obywatelskich. Teraz po koalicji w powiecie nie wykluczamy, że dogadają się z PiS i mamy układ 3PO+6PiS+4koalicjant PiS. Czyli dr facto przejmują władzę komitetu, który wprowadził najwięcej radnych. Mam nadzieję, że nie dostał jeszcze żadnego papiera powołującego Vice i w przypadku takiej sytuacji go pogonią.

  3. Spokoloko, głosuję w każdych wyborach od ’89, czyli pełnej letności. Pół problemu to jest nieuczestniczenie w wyborach. Drugie pół – to, co się dzieje po wszystkim. Czyli nic. Nie mają żadnego poczucia tego, że to (hłe,hłe) My, Naród jesteśmy ich pracodawcami. Bo nie interesuje nas, co robią. No chyba, że jest aferka. Nie przyzwyczailiśmy towarzystwa, że każdy może przyjść i zapytać, a towarzystwa psim obowiązkiem jest odpowiedzieć. Albo opowiadać bez pytania. Jak przyzwyczailiśmy, to zaczną się z My, Naród liczyć. Podobnie nie lubię kolędników samorządowych po domach. Bo bez świadków to sobie można takich głupot nagadać, że ho, ho. Także ten. Czuj duch i oddech wyborcy na karku pomazańcu.

      1. Jak niżej, nie zauważyłam opcji odpowiedz. Przypadkiem trafiłam na twój blog, a szkoda, bo fajnie piszesz.

    1. Dobrześ to powiedziała. Właśnie przeżywam wkurw na niejakiego radnego Kałużę z Żor. Który jest świetnym przykładem na to, że ma w dupie wyborców. I zastanawiam się tylko, jak ten wkurw przekuć w czyn.

  4. Witaj Borsuku,
    Ja tylko tak dla przypomnienia: w środę jest halloween. Dzieci będą pukać do drzwi wyciągając do Cię rączęta z koszyczkami na słodycze. Więc się lepiej przygotuj, bo po co przedszkolakom psuć zabawę.
    Tylko pomyśl…
    Drrrrrryń, drryń.
    Idziesz do przedpokoju, otwierasz drzwi i zaczynasz się zastanawiać jakiego nowego konserwanta dodali do piwa. Bo za drzwiami, w stroju Czerwonego Kapturka i z uroczym koszyczkiem stoi mały Mateuszek, co się wilka boi w lesie. A za nim czterech drabów z SOP. Każdy przebrany za Gajowego.
    – Dzień dobry! – z wesołym uśmiechem mówi Mateuszek.
    – Dzzień dddobry – jąkasz się skonfundowany. – Czego sobie życzysz chłop… yyyy…dziew… ehmm…. Czerwony Kapturku?
    – Cukierek albo fiskus! – wykrzykuje radośnie Mateuszek.
    Kurtyna.
    Dobrej nocy,
    Stanley

    1. A poza Halloween on puka i mówi „fiskus albo fiskus”

      1. Jak do kogo…
        Jezus Maria Burbon Sycylijski dostał cukierka, choć to nie było halloween.

        1. Ale on jest wyjątkowym księciem, a my plebsem tylko

  5. Nie. Nie idźcie głosować na byle kogo. Bo tak robiliśmy przez ostatnie trzydzieści lat i (pół litra na dwóch) to dało.
    Przed wyborami idźcie pogadać na spotkania wyborcze. Idźcie do posłów ze swoich partii i do tych innych też. Dopytajcie się, co mają zamiar zrobić jak już dostaną się do parlamentu/sejmiku/rady miasta. Weźcie ich obietnice z poprzednich wyborów. I spytajcie się co z tym. Jak wam się spodoba to co mówią/ jak potrafią pokazać co zrobili, to poprzyjcie ich. I powiedzcie znajomym.

    Niech poczują że patrzymy im na ręce/trzymamy palce w ich dupie (wersja dla radykalnych). Że nie mogą opowiadać bajek z mchu i paproci, a potem i tak robić co im szef partii każe.

    Jesteście szefami tych posłów. Co to za szefowie, którzy nie mówią pracownikom co mają robić ani nie sprawdzają wykonanej pracy? A że wymaga to podniesienia dupska z kanapy i strzepnięcia okruszków chipsowych… No cóż. To chcecie mieć tę Polskę, czy nie?

  6. Mam nadzieję, że NIKT nie jest na tyle głupi, by pytać się „na kogo głosować?”. To mętne i nijakie tłumaczenie. Na wybory się chodzi, oddaje głos. Ostatnie parlamentarne pokazały, że 19 procent uprawnionych dały taki, nie inny wynik. Gdzie była reszta? Została w domach, bo „jeden głos nic nie zmieni”, „bo pogoda była ch***wa”, „bo nie wstanę po imprezie z wyrka”. Tu jest problem!
    Nie zmienicie swojej postawy – większości wyborczo NIECZYNNA, potem narzekająca – nie komentujcie wówczas, NIGDZIE, bo nie macie do tego moralnego prawa.
    Ruszcie DUPY!!!

  7. Swoją drogą, to już od dłuższego czasu obserwuję, że za Wielką Wodą programy typu infotainment (Last Week Tonight, The Daily Show etc.) uprawiają rzetelniejsze dziennikarstwo niż prawodśrodkowe „poważne” programy. Zresztą u nas bywa podobnie — ASZDziennik często sensowniej analizuje rzeczywistość niż Pani Wielowieyska i jej redakcyjni koledzy i koleżanki (ze szczególnymi antypozdrowieniami dla red. Gadomskiego).

    BTW: w menu politycznym trafiają się sensowne (tzn. spełniające standardy cywilizowanej Europy) opcje, ale niestety na razie są pod progiem. Tak czy siak trza głosować.

  8. Namawiasz na udział w wyborach, choć sam piszesz, że nie ma na kogo głosować. Jeśli polityk danej partii czy sympatyzujący jej dziennikarz czy inny celebryta namawia na udział w wyborach, to nawet jeśli nie mówi wprost, można wywnioskować, że namawia na jakiś konkretny kierunek tego głosowania. I to rozumiem. Natomiast nie rozumiem, dlaczego mam iść na wybory i wybierać jak z szamba? Czy wybiorę kupę, czy kawałek tampona czy srajtaśmy, ciągle ubrudzę sobie ręce i niewiele to zmieni w moim życiu bo w tym szambie stoję po pas.

    1. Weźmy nie udawajmy, że wszyscy są tak samo źli, nie idźmy w ten fałszywy symetryzm.
      Jedni w ramach systemu będą nam bruździć inni nam ten system rozjebią.

    2. Elhm, bo wydaje mi się, że doszliśmy do punktu, w którym musimy się lekko ugiąć i wybrać z oferty, która jest. Zamiast jak zwykle narzekać, że w ofercie nie ma nic dla nas. No nie ma. Słusznie narzekamy. Słusznie jesteśmy idealistami, którzy woleliby inną rzeczywistość, tylko że ona (jeszcze?) nie istnieje. Ale w ten sposób pozwalamy innym wybrać to, co nas czeka. Wydaje mi się, że to jest podobna sytuacja do tej: jestem głodny i siedzę przed menu. W menu żadne danie mi nie odpowiada. Do tej pory narzekałem, że kucharz powinien ugotować coś, co bym zjadł ze smakiem, ale nie zrobił tego. Więc mój realny wybór jest taki: paść z głodu, albo wybrać najmniej niesmaczne dla mnie danie. Bo jak tego nie zrobię ktoś inny zamówi mi najgorszą potrawę z całego menu.

      1. Był nawet taki wierszyk, zaczynał się tak:

        „Osiołkowi w żłoby dano,
        w jeden owies – w drugi siano….”

  9. No i jak zwykle masz rację.
    P.S. Głosowałem we wszystkich wyborach od 1989 – na kogo nie powiem, chociaż nie spotkałem nikogo z kim bym się w 100% zgadzał, no dobra w 75% się zdarzało ale to dawniej. Pozdrawiam.

  10. tym hehe razem zaglosuje,zona mi kaze 😉 i szkoda,ze nie na kogos ale przeciwko komus

    1. Ja zwyklam mowic, ze nieglosowanie to jak spluniecie w twarz tym wszystkim, ktorzy m.in. o wolne wybory walczyli.
      Choc rzeczywiscie meczy mnie to ciagle glosowanie przeciwko komus, ale co zrobic.
      Spieszcie sie glosowac, poki jeszcze wolne wybory sa.

Dodaj komentarz