Polityka Życie

„Kto to rucha”, czyli autorytet TVP i wojna domowa

roman sklepowicz o ruchaniu

– Ładne laski to idą na dyskotekę. Takie brzydkie, których nikt bzykać nie chce, idą na demonstrację. Ja stałem i cały czas myślałem „kto to rucha?” – subtelnie zażartował z Czarnego Protestu kobiet znany z TVP prawnik Roman Sklepowicz. Oburzające, wiem. Ale sprawa jest dużo gorsza niż nam się wydaje.

Roman Sklepowicz (swoją drogą zabawne, że oni mają często nazwiska jak z Fredry) łaskaw był w internetowej telewizji Wrealu24 wejść na wyżyny finezyjnego humoru. W programie u „dziennikarza”, niejakiego Roli, opowiadał o tym, kogo chce mu się „ruchać”, a kogo nie.

Serio, serio. Sam bym nie uwierzył, jeśli bym nie zobaczył. Pan Roman Sklepowicz – do niedawna chętnie zapraszany przez Dobrą Zmianę do TVP Info w charakterze eksperta i autorytetu, oraz goszczący w „Sprawie dla reportera” u redaktor Jaworowicz – po prostu zrobił to na wizji. Dla porządku: w końcu okazało się, że Roman Sklepowicz to oficer służb PRL i w TVP Info gościć przestał, ale z Dobrej Zmiany się nie wypisał.

Sklepowicz nie wypisał się też z bycia autorytetem i stwierdził, że przypatrywał się kobietom na Czarnym Proteście i zastanawiał się, którą „wyruchać”. – I mówię: ta? O Jezus, o Boże. Tak stałem i myślałem i doszedłem do wniosku: kto to rucha? Doszedłem do wniosku, że nikt. I dlatego idą w tej manifestacji – powiedział.

„Dziennikarz” Rola wybuchnął na to śmiechem perlistym i szczerym. Podochocony przez kolegę Sklepowicz, po tym jak już wytarł sobie usta Jezusem, kontynuował. – Nikt nie chce się nad nimi ulitować, nikt nie chce pociągnąć za majtki, no to dawaj! Idą w tej manifestacji (…) Niech ktoś nas wyrucha! Jesteśmy gotowe! – wołał.

Tu możesz to obejrzeć, ale ostrzegam: wkurzysz się

No i w sumie można by tu skończyć. Można by powiedzieć „cham, prostak”. Można by uczepić się jego wyglądu. Tłustawego, spoconego, różowego facecika w muszce łatwo wyśmiać, zwłaszcza w kontekście tego, kto nadaje się „do ruchania”, a kto nie. Można by rzucać dowcipami o impotencji, niewielkim, ale za to sflaczałym przyrodzeniu i snuć teorie o kompleksach seksualnych Sklepowicza.

Można by też zwrócić uwagę na ukrytą w słowach Sklepowicza myśl, że te ładne laski na dyskotekach to chodzą tam przecież, by ktoś je „wyruchał” i niech nie mówią, że nie, sama tego chciała, prowokowała.

Można by, gdyby sprawa nie była jeszcze poważniejsza. Bo to nie jest jeden Roman Sklepowicz w jednej prawackiej, stulejarskiej stacyjce puszczanej w internecie. To wiele takich stacyjek, portalików mających w nazwie polskość i wycierających sobie różowiutkie gęby flagą mojego kraju. To też trochę większe stacje w rodzaju TVP, w rodzaju partyjnych periodyków wychodzących dla niepoznaki pod mianem „prasy niezależnej”.

Słowa są ważne. Słowa się liczą.

Język, jakim mówimy ma znaczenie.

Jeszcze parę lat temu, coś takiego byłoby nie do pomyślenia. Taki Sklepowicz nie mógłby wystąpić u takiego Roli, bo Rola – zamiast chichotać, jak przechodzący mutację chłopczyk – po jego słowach zesrałby się na miętowo ze strachu i nigdy by tego programu nie wyemitował. Nie dlatego, że by się z ruchaczem Sklepowiczem nie zgadzał. Dlatego, że bałby się, że nigdy już roboty nie znajdzie.

Jeszcze parę lat temu kandydat na prezydenta Marian Kowalski nie mógłby w programie – też internetowym, ale jednak – pokrzykiwać, że prawa człowieka ma „w dupie”, że zamykałby ludzi w gettach.

Jeszcze parę lat temu „artysta” estradowy Jan Pietrzak nie mógł sobie pozwolić, by publicznie nazwać ludzi, którzy głosują na partię opozycyjną „wszami, mendami, gnidami, pluskwami”.

Ale z drugiej strony przypomnijcie sobie, jak chichotaliście z wiców o „kartoflu” Lechu Kaczyńskim, czy z żartów o Krystynie Pawłowicz, która „chłopa nie miała” i „Jarosławie zawsze dziewicy”. Przypomnijcie sobie o krzyżu z puszek zimnego Lecha po katastrofie smoleńskiej.

Obie strony mają tu za uszami, choć fakt: strona Sklepowicza i Pietrzaka dzisiaj ma te uszy bardziej brudne i bardziej cuchnące. Po ich stronie – z moich skromnych obserwacji – chamów jest więcej.

Te chamy nie pojawiły się nagle. Oni byli zawsze. Zawsze gadali o ruchaniu feministek (patrz gwałty naprawcze w islamie, oni niewiele się różnią od swoich wrogów), zawsze gadali o zamykaniu w obozach, czy sapali pod spoconym wąsem, że „hehe, Hitler to racje mioł”.

Tylko, że oni pod tym wąsem sapali między swoimi. Po cichu. Bo się po prostu bali. Bo wiedzieli, że ich poglądy są tak chujowe, że lepiej zatrzymać je dla siebie. To tak, jak z ludźmi, którzy w sondażach nie przyznawali się, że głosują na Leppera czy PiS. Wstydzili się.

Dziś do głosowania na PiS przyznają się nawet ci, którzy na tę partię nie głosowali, a chamy potrafią bez żadnej żenady śmiać się ze śmierci dziecka (bo było gejem, lub miało inny kolor skóry), rechotać z gwałtów i stać na demonstracjach snując fantazje o tym, że wreszcie ktoś da im dupy.

Chamstwo stało się cnotą, nietolerancja powodem do dumy, a głupota honorem. Symbol Polski Walczącej trafił na gacie i skarpetki i porobiło się tak, że im większym bucem się okażesz, tym większy poklask zbierzesz od innych buców.

To nie wzięło się znikąd.

Oni podnieśli te swoje łby, wyleźli z tych swoich piwnic, bo wyczuli swojski smrodek idący z góry. Uważam, że rząd i partia rządząca pokazali im, że jest na taki język przyzwolenie.

Pokazali im to posłowie i posłanki, pokazali ministrowie, pokazali reżimowi „dziennikarze”. Że już można. Już można spierdzieć się w towarzystwie i nikt cię za to nie zgani. A nawet, jeśli będziesz pierdział dostatecznie długo i dostatecznie głośno, być może spadnie ci coś z pańskiego stołu i dostaniesz jakąś fajną posadkę za pieniądze obywateli tego kraju.

Język jest ważny, bo mówienie o „babach, których nikt nie rucha”, „kodomitach”, „lewackich ścierwach”, „zwierzętach” pozwala odczłowieczyć tych, którzy się z nami nie zgadzają. Bez dehumanizacji przeciwnika nie można posunąć się daleko. Ale gdy człowiek przestaje być człowiekiem, tylko jakąś „niedoruchaną feminazistką”, czy „kartoflem” można z nim zrobić o wiele więcej.

Sklepowicz, Kowalski i inni być może nawet o tym nie wiedzą (jak ten facet, co dowiedział się nagle, że całe życie mówi prozą), ale posługują się metaforą, która jest bardzo potężnym narzędziem lingwistycznym.

Dwoje naukowców, Paul H. Thibodeau i Lera Boroditsky, przeprowadziło w USA ciekawy eksperyment psychologiczny. Badanym rozdali tekst, traktujący o wzroście przestępczości w fikcyjnym mieście.

Tekst zawierał metafory: w jednej wersji przemoc określono, jako „groźną bestię”, w drugiej, jako „wirus, który zainfekował całe miasto”. Potem badani zostali poproszeni o wskazanie recepty na pokonanie przestępczości. Do wyboru była siła, lub program profilaktyczny.

Okazało się, że odpowiedzi zależne są nie od faktów przedstawionych w tekście – bo te były takie same – tylko od użytej metafory.

Ci, którzy wylosowali tekst z „bestią” w 71 procentach postawili na przemoc ze strony państwa: zwiększenie sił policji, surowsze kary, więcej więzień.

Ci, którzy dostali „wirusa”, poparli przemoc tylko w 54 procentach. Pozostali wskazali na programy profilaktyczne, edukacyjne, na reformy społeczne.

Jak napisał Thibodeau, co 25 wypowiadane przez nas słowo jest metaforą. I te metafory mają dużą siłę rażenia. A przecież różnica między „bestią”, a „wirusem” wywołuje mniej agresywnych postaw niż między „niedoruchaną feminazistką”, a „porządnym Polakiem”

Słowa są ważne. Relatywizm językowy kształtuje nasz pogląd na świat i to, jak odbieramy otaczające nas zjawiska. Mówi o tym m.in. hipoteza Sapira-Whorfa, ale mówią też bardziej namacalne przykłady.

Dehumanizacja przeciwnika pozwala nam krzywdzić go bez wyrzutów sumienia,. Na wojnie na przykład, dehumanizacja i metafora są elementami obronnymi. Otaczają one barierą ochronną psychikę naszych żołnierzy, dzięki czemu mogą oni łatwiej zabijać.

Bo zabić człowieka nie jest łatwo. Ale zabić „wesz, mendę, gnidę, pluskwę”?

W Wietnamie Amerykanie nie strzelali do ludzi, tylko do charlie. Do żółtków.

Podczas II wojny światowej Niemcy nie mordowali ludzi, tylko podludzi.

Nie chcę krakać, ale ludobójstwo w Rwandzie też nie byłoby prawdopodobnie możliwe bez lingwistyki, metafory i zmiany języka. Twój sąsiad nie zawsze jest skłonny odrąbać maczetą głowę twojej żonie. Ale zdeptać karalucha? Czemu nie.

Ludobójstwo w Rwandzie nie było spontanicznym wybuchem nienawiści. Było efektem narastającego przez lata konfliktu, podziału kraju na naszych i onych.

Przez cztery lata przed ludobójstwem, w mediach nie nazywano Tutsich inaczej niż „karaluchy”.

Cztery lata! Tyle było potrzebne, by namówić obywateli, by w końcu zdeptali ten milion karaluchów. By zmasakrowali milion ciał ojców, żon, córek, synów.

Nie chcę krakać, ale słowa są ważne.

Język jest ważny.

Do Romana Sklepowicza pewnie moje słowa nie dotrą, ale ty pamiętaj o tym, gdy następnym razem popatrzysz na jego różową muszkę i będziesz miał ochotę „dać tej mendzie w ryj”. Bo, cholera, jak tak dalej pójdzie to naprawdę w końcu pozabijamy się nawzajem.

Z tych czterech lat potrzebnych w Rwandzie do zabicia miliona ludzi, w Polsce mija właśnie rok drugi.

52 Responses

  1. Końcowe zdanie jest kwintesencją naszej rzeczywistości….

  2. […] uroda. Obowiązuje tylko tak zwane feminazistki, które powinny być ładne, tak by „prawicowi eksperci” chcieli je „ruchać”. Niedopuszczalne jest bycie nieładną feministką, bo wtedy wiadomo, że gada ona jakieś […]

  3. Całkowicie się zgadzam. Tym bardziej, że sam podobne przemyślenia miałem x lat temu, decydując się na opuszczenie Polski, i mam dziś, gdy wiem, że nie chcę do niej wracać, by takich Sklepowiczów i Kowalskich, ale też specjalistów od „zimnego Lecha” nie spotykać na ulicy. Mam tylko jedno pytanie i prośbę zarazem. Jako dziennikarz, publikując swoje materiały, zawsze się podpisywałem imieniem i nazwiskiem. Tu mam do czynienia z nazwą Nienawiść. Nie chcę się czepiać, ale jeśli to Nienawiść ma poglądy zbliżone do moich, to jakoś mi dziwnie… Pozdrawiam

    1. Dziękuję 🙂 A co do prośby: ja świadomie i celowo wybrałem pisanie pod pseudonimem. To kim jestem nie ma znaczenia. Pewnie wcześniej, czy później i tak się przedstawię, choć wolałbym nie. Ani nie zależy mi na „sławie”, ani na lansowaniu się. Tak jest mi wygodniej. To nie jest moja praca – ja to robię w czasie wolnym, prywatnie.

  4. Ile płacą mocodawcy za napisanie takiego zgrabnego tekstu?

    1. Jacy mocodawcy paranoiku? Rozumiem, ty za darmo palcem w bucie nie kiwniesz, ale wyobraź sobie że są ludzie, którzy mają np. hobby. Bywa to pisanie. I myślą samodzielnie, nie myśli za nich partia.

  5. Ogólnie zgoda. Ale stawianie na jednej sza;i nazywanie kobiet jako biernych, w gruncie rzeczy odczłowieczonych („to”) obiektów do ruchania i nazywanie nielubianego polityka kartoflem czy dziewicą jest jednak intelektualnym nadużyciem.
    Nie można wszystkich lubić i nie okazywać w sposób złośliwy nie lubienia konkretnych osób.

    1. Zgadzam się, dehumanizacja przy pomocy języka i satyra choćby nie wiem jak zjadliwa to dwie różne rzeczy. Jednak przypominam też sobie teksty po katastrofie pod Smoleńskiem „szkoda, że nie lecieli we dwóch” „o jednego kartofla mniej” itp. a to już satyrą nie jest.

    2. „Nie można wszystkich lubić i nie okazywać w sposób złośliwy nie lubienia konkretnych osób.” Owszem, ale czy koniecznie trzeba?

  6. Doskonaly artykul. Sfera lingwistyczna naszego zachwania wplywa na nasze decyzje. Piorunujace trafne jest to, co napisales o dystansie emocjonalnym do potencjalnych ofiar, ktory wytwarza sie najpierw na poziomie jezykowym. Nie „ludzie”, a podludzie. Nie moja matka, czy zona czy przyjaciolka, ale „niedoruchana baba”.
    Swoja droga, ciekawa jestem z czysto akademickich powodow, jakie zwiazki z ludzmi uprawia ten intelektualista w czerwonej muszce…

  7. A’propos i „ku pokrzepieniu” , list Wiktora Osiatyńskiego wysłany na Kongres Kobiet w 2009 r. „Jestem feministą, ponieważ wiem, iż nierówność i dyskryminacja płci są tak powszechne, że niemal niedostrzegalne.

    Jestem feministą, ponieważ wiem, że nawet sam język, jakim posługujemy się do opisu rzeczywistości, dyskryminuje kobiety.

    Jestem feministą, ponieważ wiem, że w większości kultur współczesnego świata małżeństwo sprowadza się do tego, iż kobieta wobec wybranego mężczyzny wyrzeka się tych środków ochrony przed przemocą i gwałtem, jakie przysługują jej wobec obcych ludzi.

    Jestem feministą, ponieważ chciałbym żyć w świecie bez wojen, a nawet bez wojennych zabawek.

    Jestem feministą, ponieważ jestem przeciw wszelkim rodzajom przemocy, w tym także ekonomicznej, toteż uważam, że kobiety powinny mieć równą mężczyznom zapłatę i emeryturę za to, co robią, w tym także za prowadzenie domu i wychowywanie dzieci.

    Jestem feministą, ponieważ uważam, że ze względu na swoją naturę biologiczną, kobiety lepiej czują, co ludziom, ziemi i środowisku jest naprawdę potrzebne. Toteż jest mi żal, iż o losach społeczeństw i świata decydują głównie mężczyźni.

    Jestem feministą, ponieważ marzy mi się świat ludzi prawdziwie równych, bez względu na płeć, rasę, wyznanie, orientację seksualną lub jakąkolwiek inną przyczynę”.

  8. Drugi raz czytam tekst na Twojej stronie – dzięki linkowi znajomego na FB – i drugi raz jestem pod wrażeniem stonowanego, ale do bólu trafnego komentarza i obserwacji tej naszej (nie)ciekawej rzeczywistości. Bardzo wartościowe. Bardzo rzadkie. Dziękuję.

    1. To ja dziękuję i jest mi bardzo miło. Jeśli zechcesz i jesteś zainteresowany, możesz obserwować mnie na FB. Tam wrzucam wszystkie nowe teksty

  9. A ja uważam że nie powiedział najgorzej. Przedstawianie takiego poziomu poprzez manifestowanie go w miejscu publicznym świadczy tylko o brakach rozwoju. To tylko moje zdanie, mam do niego prawo. Pełny szacunek do zdrowo myślących kobiet, nie pozdrawiam dewiacji i całej rozdmuchanej akcji, mam nadzieję że marnuje Wam się miło życie zajmując się manifestacjami tego pokroju. Nie pozdrawiam administracji tego portalu oraz jego czytelników (utwierdzających się w przekonaniu że mają rację błądząc).

    1. Jakiego poziomu Marcelu? Tu jak w szkole: argumentujemy tezę, jeśli ją stawiamy. To nie jest fanpejdż jakiegoś sklepu z chińskimi koszulkami z nadrukiem PW. Tu chciałbym widzieć jakiś poziom dyskusji, a nie pustosłowie. PS: To nie jest portal, tu nie ma administracji, to jest prywatna strona faceta, który wypisuje tu swoje myśli.

  10. Jak rozumiem chamskie naśmiewanie się z cudzych uczuć religijnych jest mniej passe niż chamskie teksty wobec feministek. Nadmieniam, że „pisiory” nie chodzą po biurach poselskich i nie mordują ludzi. I to by było na tyle.

    1. Jak rozumiem dyskutujesz z jakimś innym tekstem i przez pomyłkę wkleiłeś to tutaj? Bo jeśli chciałbyś dyskutować z moim tekstem to z pewnością byś go przeczytał, prawda? 🙂 I nie strzeliłbyś kulą w płot

    2. A kto tu robi żarty z religii?
      Poza tym żarty z religii pojajwiają się rzadko na forach. Częściej obiektem żartów są dewoci i ich dziwne sposoby religijności

    3. …jeszcze nie morduja, ale zstraszaja i to nie jest fikcja tylko fakty. Ciekawi mnie jakbys sie poczul andrzejuto, gdyby do Ciebie przyszli dzisiaj panowie z urzedu i grozili, tylko dlatego, ze jestes zwolenikiem pisu? A trzech mlodziencow – „z orlem na podkoszulce” – z sasiedztwa napisalo na bramie, ze sie toba zajma wkrotce?

  11. „Ale z drugiej strony przypomnijcie sobie, jak chichotaliście z wiców o „kartoflu” Lechu Kaczyńskim, czy z żartów o Krystynie Pawłowicz, która „chłopa nie miała” i „Jarosławie zawsze dziewicy”. Przypomnijcie sobie o krzyżu z puszek zimnego Lecha po katastrofie smoleńskiej.”

    Feministki nie rechotały tylko krytykowały Owsiaka za seksizm: http://codziennikfeministyczny.pl/twoja-wypowiedz-jest-seksistowska-jurku/

    1. Niestety, obie strony są sobie równe, jeśli chodzi o poziom kultury (chociaż, pod wieloma innymi względami również)
      Nie ma nadziei w naszej polityce… 🙁

    2. Nie mam pojecia kto chichotal, K. Pawlowicz raczej jest postacia przerazajaca i smutna. Krzyz z puszek po piwie, obraza moje uczucia religijne zdecydowanie.

  12. Dobrze napisane. Słowem w sedno, a słowa się liczą.

  13. Bo niestety mentalnie nasze społeczeństwo jest rozwarstwione,i nic już tego nie zmieni.Nikomu się nie chce wziąć za pozywistyczną ,wielopokoleniową orkę.A jak ważny jest w tym język,autor artykułu zauważa,ale sam wrzuca do tekstu wulgaryzm.I po co?Tekst jest mocny i prawdziwy i bez tego plugawstwa.

    1. Wulgaryzmów używam od zawsze i konsekwentnie. Mi nie chodzi o tzw. brzydkie słowa, nie chodzi o to, by nie mówić, że idiota jest idiotą. Mi chodzi o cały proces dehumanizacji, pozbawianie przeciwnika tytułu człowieka i odmawianie mu z tego powodu praw

      1. Tekst dobry. Polska powoli robi sie karykatura panstwa. Smutne..,
        Niemniej, blagam, jezyk jest wazny i nie ‘mi chodzi o costam’ tylko ‘mnie chodzi’ , ewentualnie ‘chodzi mi o to, ze..’ etc.
        dawno nie mieszkam w Polsce ale strasznie mnie to razi. Wiem, ze belferuje, ale coz…wybacz. Lubie zreszta twoje przemyslenia, znam z fb.

  14. Odnośnie do kwestii Rwandy, to obok narastającej nienawiści na tle etnicznym oraz planowej dehumanizacji Tutsi (o sprowadzaniu zawczasu – tzn. przed śmiercią prezydenta Habyarimana – maczet nie wspomnę), jedną z przyczyn było też przeludnienie i głód. Do masowych mordów dochodziło nawet w tych regionach kraju, gdzie praktycznie żadni Tutsi nie mieszkali. Po prostu, gdy wszelkie hamulce puściły, biedniejsi Hutu zabrali się za mordowanie bogatszych (choć tak naprawdę też biednych) współplemieńców. We wspomnianych obszarach ofiar było mniej („tylko” 5-6% procent populacji, w porównaniu do 11% w skali całego kraju), ale nadal.

    1. Aha – skoro przedmówcy polecają lektury, to nie będę gorszy – „Upadek” Jareda Daimonda jest naprawdę wart przeczytania.

  15. Czytałam ostatnio książkę napisaną przez Rebeccę Solnit. To zbiór esejów o znamiennym tytule „Mężczyzni objaśniają mi świat”. Jest tam właśnie sporo na temat języka, jakiego używa się w sporach.

Dodaj komentarz