Polityka Życie

Walentynkowy szczyt, czyli wszyscy znamy taką dziewczynę

Szczyt bliskowschodni Iran

Nieustające pasmo sukcesów dyplomatów z PiS. Wykorzystano nas – Polaków – w walentynki na szczycie bliskowschodnim w centrum Warszawy. Obrażono nas i wciągnięto w nie naszą wojnę. A wszystko dlatego, że część polskich polityków uwielbia wykonywać czynność, o której mówił kiedyś Radek Sikorski.

Wszyscy znamy taką dziewczynę. Taką, która w rozpaczliwym poszukiwaniu akceptacji i obietnicy bliskości idzie gdziekolwiek, z kimkolwiek. Za kilka miłych słów, za nadzieję na chwilowe ciepło i za Tyskie z sokiem malinowym.

Za to, że ktoś potrzyma ją za rękę podczas krótkiego spaceru z baru gdzieś na tyłach Nowego Światu do samochodu Ubera w Jerozolimskich. Za to, że ten facet uśmiechnie się i powie, że ona ładnie dziś wygląda.

Zwłaszcza 14 lutego, w taki dzień jak walentynki, pozorowana bliskość staje się dla tej rozpaczliwie samotnej dziewczyny bardzo ważna. Za kilka małych gestów i iluzję uczucia rzuca się w wir nowego towarzystwa i popełnia wciąż te same błędy.

Wszyscy jesteśmy dziś tą dziewczyną.

Właśnie teraz my, Polacy, poszliśmy do łóżka z trzema facetami jednocześnie. Dobranymi zresztą w sposób dość kuriozalny. Poszliśmy z podstarzałym Arabem z farbowaną brodą, z otyłym szaleńcem z USA, który w roli peruki nosi na czaszce jakieś martwe zwierzę i z izraelskim żołnierzem, który wciąż słyszy strzały na lotnisku Ben-Guriona.

Zorganizowaliśmy w Warszawie szczyt bliskowschodni, który – mimo rozpaczliwych zapewnień naszego rządu, że jest inaczej – ma doprowadzić do konfliktu z Iranem. Naszego konfliktu.

W walentynki 2019 roku król Arabii Saudyjskiej Salman ibn Abd al-Aziz Al Su’ud, prezydent USA Donald Trump i premier Izraela Benjamin Netanjahu zrobili z nami co chcieli i zabawili się z nami w Warszawie na nasz koszt. A gdy już nas wykorzystali, to nas obrazili i pokazali, że nas nie szanują. Wszystko to dzięki usilnym staraniom naszych specjalistów od dyplomacji z partii PiS i ich rozpaczliwej potrzebie pozorowanej bliskości.

Nie jestem ekspertem od polityki zagranicznej (podobnie jak ministrowie w naszym rządzie), ale wiem kilka rzeczy.

Wiem, że rację miał Władysław Bartoszewski, który użył kiedyś podobnej metafory. Choć oczywiście zrobił to bardziej elegancko. – Jeśli panna nie jest piękna i posażna, to powinna być choć sympatyczna, a nie nabzdyczona – mówił o naszej polityce zagranicznej. Wtedy rozmaici ćwierćinteligenci z partii obecnie rządzącej nabzdyczyli się i pokrzykiwali na niego udowadniając, że miał rację.

My – czyli nasz rząd, który niestety nas reprezentuje – nie jesteśmy sympatyczni, jesteśmy wiecznie nabzdyczeni. I wiecznie szukamy chwilowych przyjaźni z tymi, którzy nas nie szanują. Jesteśmy jak ta dziewczyna z barów na tyłach Nowego Światu – nie piękna, nie posażna, ale ciesząca się, że w danej chwili akurat ktoś potrzebuje jej bliskości.

Jakiej konkretnie bliskości? To sprecyzował na nagraniach z restauracji „Sowa i Przyjaciele” były minister PiS i Platformy Radek Sikorski (z którym w większości kwestii się nie zgadzam, ale tutaj miał akurat przebłysk szczerości). – Będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom. Frajerzy. Kompletni frajerzy – stwierdził w 2014 roku Radosław Sikorski.

W naszym imieniu 14 lutego 2019 roku czynność Sikorskiego zrobił nasz rząd królowi Arabii Saudyjskiej – który ćwiartuje ludziobcina głowy dzieciom za to, że ich rodzice wierzą w inną odmianę Allaha niż on. Zrobiliśmy ją też temu karykaturalnemu, pomarańczowemu człowieczkowi z Białego Domu i żołnierzowi z Izraela, który tęskni za terkotem karabinów maszynowych.

Bo ci trzej faceci potrzebują w tym momencie groźby wojny z Iranem. Raczej nie samej wojny – pocieszam sam siebie – a zagrożenia nią właśnie.

Saud potrzebuje tego, bo walczy z Iranem o dominację i przywództwo w świecie muzułmańskim. Trump – bo robi z Saudem wielomilionowe interesy, do tego zbliżają się wybory, a znienawidzony poprzednik na prezydenckim stołku starał się zachować jakąś równowagę w regionie, więc trzeba robić wszystko inaczej niż Obama. A Netanjahu? On też chce wygrać wybory, a w polityce zwycięża się łatwiej w obliczu zewnętrznego zagrożenia. Do tego ciągnie się za nim afera łapówkarska, więc trzeba skupić uwagę ludzi na czymś innym.

To tak w ogromnym skrócie, bo co te wszystkie bliskowschodnie sprawy obchodzą ludzi w Warszawie, Krakowie czy Wąbrzeźnie?

No właśnie. My leżymy przecież w centrum Europy, a nie na saudyjskiej pustyni i mamy swoje codzienne bolączki. Wydawałoby się, że nie mamy interesu w tym, by strzelać się z Persami gdzieś na drugim końcu świata. Ale możemy zacząć się strzelać przez kompleksy partii Jarosława Kaczyńskiego i dzięki premierowi Mateuszowi Morawieckiemu, który tak rozpaczliwie pragnie choć chwilowego – metaforycznego rzecz jasna – dotyku wyżej wymienionych mężczyzn. Przez to zaplątaliśmy się wszyscy w ten bliskowschodni burdel, z powodu naszego desperackiego parcia do tego, by możni tego świata poklepali nas po plecach. Choć przez chwilę. Choć troszkę. I w Warszawie się zaplątaliśmy i w Wąbrzeźnie, choć nie mamy w tym absolutnie żadnej korzyści.

Taki Netanjahu na przykład najpierw ogłosił, że przyleciał do Warszawy rozmawiać o wojnie z Iranem – czym zaognił nasze stosunki z tym krajem – a potem zaczął bredzić coś o Polakach kolaborujących z nazistowskimi Niemcami. Donald Trump szczęśliwie nas nie odwiedził i nie miał okazji bełkotać po swojemu, ale wyręczyła go żona Alana Greenspana, człowieka od amerykańskiej ekonomii i amerykańskich finansów. Ona również po tym – jak debilnie zostaliśmy gospodarzem antyirańskiej imprezy – wylała z siebie potok idiotyzmów o polskiej kolaboracji z Niemcami w 1943 roku. Andrea Mitchell ogłosiła, że powstanie w getcie warszawskim wybuchło przeciw „polskiemu i nazistowskiemu reżimowi”.

Udane walentynki, kurwa mać!

O ile Andrea może po prostu być niedouczoną kretynką, to nikt nie wmówi mi że cwany pustynny drapieżnik Netanjahu tak po prostu pozwolił sobie na dwie niefortunne wypowiedzi – tę o wojnie i tę o współpracy Polaków z nazistami.

Szczwany drapieżnik nie byłby szczwanym drapieżnikiem, gdyby popełniał notorycznie takie lapsusy. Śmiem twierdzić, że ktoś taki jak Benjamin – w przeciwieństwie do na przykład naszych polityków – najpierw myśli, a potem mówi.

On do nas przyjechał, on nas wykorzystał, on nas skonfliktował z Iranem, on z przyjemnością przyjął od nas czynność Sikorskiego, po czym powiedział nam wprost, że nas nie szanuje.

To już nawet chłopaki z barów na tyłach Nowego Światu nie traktują w ten sposób dziewczyn, z którymi przytrafiła im się jednonocna przygoda. Nie obrażają ich w chwilę po tym, jak wykonały czynność Sikorskiego. No, przynajmniej nie zawsze.

Panie premierze Morawiecki. Pan spojrzy, jak nas dzięki panu szanują. Wydał pan grube pieniądze z podatków polskich obywateli na ten idiotyczny szczyt, zabrał pan kilka godzin życia warszawiakom, którzy utknęli w korkach (bo trzeba zamknąć ulice w centrum, by dogodzić gościom), a w zamian Polska stała się wrogiem muzułmańskiego mocarstwa, jakim jest Iran. A co w nagrodę? Po tym, jak nasz rząd wykonał trzem facetom czynność Sikorskiego z połykiem, usłyszeliśmy, że jesteśmy nazistami.

Dziękuję pan Morawiecki.

Dzięki panu czuję się nie tylko bezpieczniejszy, ale powszechnie szanowany.

ksiązka nienawiśc.pl

Cieszę się również, że wydał pan 220 milionów moich pieniędzy na Polską Fundację Narodową, która skutecznie dba o nasz wizerunek za granicą. Bo kiedy pańscy dyplomaci wykonywali czynność Sikorskiego pod stołem szczytu bliskowschodniego, PFN wydała ważny komunikat.

Więc (zdania nie zaczyna się od więc) Polska Fundacja Narodowa za 220 milionów moich złotych polskich ogłosiła, że nasz szacunek w świecie się zwiększa.

A wszystko dzięki temu, że kupiony za moje pieniądze jacht zaparkował w porcie w Miami na Florydzie! Ja już nie będę kpił, ja po prostu oddam głos ludziom Morawieckiego i zacytuję ich dosłownie.

„Można śmiało ocenić m.in na podstawie liczby pasażerów, jacy pojawiają się na statkach, że ilość osób, które zobaczyły jacht I LOVE POLAND, mierzona może być w kilkunastu tysiącach osób. Moment, w którym łódź I LOVE POLAND przepływała obok cruiserów, był momentem zmiany pasażerów, co dodatkowo zwiększyło liczbę osób, jakie jacht z reklamą Polski widziały. Było to celowe działanie ze strony operatora i załogi, by jak najwięcej osób przeczytało napis I LOVE POLAND i zobaczyło łódź promującą nasz kraj” – brzmi komunikat PFN.

Uff! Czyli wszystko w porządku. Opłacało się. Wszyscy kochają Polskę i jest to niezaprzeczalny sukces rządu.

A ci trzej faceci ze szczytu bliskowschodniego po tym jak nas wykorzystali na pewno zadzwonią. Przecież tak powiedzieli i wzięli od pana, panie premierze, numer telefonu. Pan się nie martwi. Następnym razem na pewno usłyszy pan z saudyjskich ust to kluczowe „I love Poland”.

A nawet jeśli nie, to nadal może przesiadywać pan w tych barach i starać się ładnie wyglądać.

 


Tekst powstał przy wsparciu Patronów.
A gdybyście i wy mieli ochotę rzucić we mnie monetą i wesprzeć moją pisaninę, to będę bardzo wdzięczny. Tu trochę o tym piszę. Jak chcecie, kliknijcie poniżej.


 

24 Responses

  1. 1. Szczyt w Warszawie – nie był pod dyktando ani Saudów, ani Izraela. To USA liczyły szable przeciw Irańczykom. Wykręciły ręce i Saudom, Izraelowi i Katarczykom, by siedli przy jednym stole – u nas w Warszawie. Ci wszyscy ministrowie usiedli przy jednym stole pierwszy raz od kilkudziesięciu (20? 30?) lat. Tymczasem z Iranem nie mamy ani sensownej wymiany handlowej, ani rozwiniętych stosunków. Owszem – byłem w Teheranie parę razy, lubię Persów i szanuję. Ale w geopolityce nie chodzi o lubienie ani szanowanie. Chodzi o nasz interes i nasze przetrwanie.

    2. Nie mamy za wielu prawdziwych wrogów. oczywiście z wieloma państwami nasze dyplomatołki nas skłóciły, ale ani Francja, ani Niemcy, ani Szwecja i wjedzie nam z butami do kraju. Jest jeden jedyny kraj, który może nam zagrozić (który zresztą toczy wojnę za naszą granicą).

    3. Kiedy ten kraj wejdzie do nas z butami – nie oszukujmy się: Francja i Niemcy zawiązują już sobie wąski sojusz (do którego pewnie dołączą państwa Beneluxu, i może Szwecja/Dania) – oni nie przyjdą nam z pomocą. Wyślą co najwyżej noty oburzenia, i zapowiedzi kolejnych sankcji. UK? Też rozbite wewnętrznie, na głowie więcej swoich problemów, zresztą zbyt daleko, by byli zainteresowani jakąśtam niewdzięczną Polską. Reszta? Kamą: trójkąt wyszehradzki? 🙂 Czeska armia broni Warszawy? Bełkot o trójmorzu? Błagam…

    Dlatego właśnie 1+2+3 – powinniśmy grzecznie uklęknąć i robić lachę Trumpowi. Jak tylko sobie zażyczy – mamy się krztusić, mamy przyjmować na twarz albo łykać – co mu się spodoba. W nadziei, że jak przyjdzie Wania z Saszą, to Trump nam pomoże trochę się obronić. W tej chwili to niestety nasza jedyna opcja.

  2. 14,03 została podana informacja, że najprawdopodobniej nie powstanie „Fort Trump „

  3. Nie powinienem tu nic pisać bo to i tak strata czasu, ale nie wytrzymuję.
    Wkurza mnie to że z jednej strony zgadzasz się z Bartoszewskim który tłumaczył politykę rządów PO ( i SLD także ) czyli podporządkowywania się „brzydkiej panny” z uwagi na jej słabe walory a zaraz potem krytykujesz fakt zorganizowania w Warszawie konferencji tłumacząc to szukaniem przyjaźni z USA. Czyli mamy być sympatyczni czy się stawiać ?
    Jak by nie patrzeć na tą sytuację to propozycja zorganizowania międzynarodowej konferencji z udziałem ważnych osobistości ze świata polityki w Polsce wyglądała (przynajmniej dla mnie) na dość prestiżowe dla kraju wydarzenie.
    Myślę że każdy rząd poważnie by się zastanowił zanim by odmówił amerykanom. Bo niby dlaczego. Wszystko wyglądało całkiem OK.
    Co do wpakowania nas w bliskowschodnią zawieruchę to krótką pamięć tu widzę. Kto nas niby wpakował w wojnę w Iraku, a gdzie nasi żołnierze ostrzeliwali wioski, nie w Afganistanie jakimś ? To rządy PiS spowodowały że groźba ataków terrorystycznych zawisła nad Polską ?
    I jeszcze sprawa traktowania nas przez żydów i amerykanów. Nawet się nie zająkniesz o jednej ważnej sprawie o której wspomniał pan Pompeo – roszczenia w sprawie mienia żydowskiego, ustawa 447. Mówi ci to coś ? Sądzisz że te sprawy nie mają żadnego wpływu na to jak jesteśmy traktowani ? Dopóki będziemy stawiać opór w tych sprawach, dotąd będzie trwać rozmiękczanie, flekowanie, oczernianie Polski i Polaków. Następcy PiS na pewno będą prowadzić super dyplomację. Ustąpią we wszystkich sprawach, Polacy zapłacą za wszystko i nie usłyszysz już brzydkich słów o Polsce. Powodzenia.

  4. Borsuk…
    I co (tak, wiem zdania nie zaczyna się od i ) ja mogę powiedzieć … W moim świecie w moim mieście バレンチンデー to radosne, fajne święto ..

  5. Borsuk… I co (tak wiem, zdania nie zaczyna się od i) ja mam powiedzieć… バレンチンデー to w moim świecie radosne święto…

  6. Polska nie wstała z kolan, Polska na nich już pozostanie dobrowolnie długo. Chyba, że pislam się naresczie skończy, i zniknie podobnie jak Daesh.

  7. No. Dzięki. Bo przez moment już myślałem że będzie jedna z tych okazjonalnych obyczajowo-damskomęskich notek, w które Borsuk tak jakby mniej umie.

    Anegdota ku pokrzepieniu serc: 2 lata temu byłem w Iranie. Ale nieważne że byłem, ani jak byłem, ważne DLACZEGO byłem.

    A byłem dlatego, że rok wcześniej w trasie (w Biszkeku, jeśli miałoby to kogoś interesować) dałem sobie delikatnie w czajnik z kilkoma Żydami, i jeden z nich zaczął mnie strasznie na ten Iran namawiać.

    Jak już się uszczypnąłem w przedramię, to wydusiłem z typa jego historię. Skończył standardową służbę wojskową, spodobało mu się, podpisał kontrakt na zawodowego. Był młodym, głupim patriotą – stwierdził, że teraz ku chwale ojczyzny zostanie Jamesem Bondem. Miał drugi (brytyjski) paszport, i wjechał na nim do Iranu, żeby prześwietlić wszystkie sekrety odwiecznego wrogiego reżimu. Bo na pewno NIKT NIGDY wcześniej na to nie wpadł. W każdym razie wjechał i ubawił się po pachy. Nawet kiedy zaczął się przyznawać do swojej izraelskości, przyjęli go tak ciepło, że się wkurwił. Na te ścierwa, co mu przez całe życie w domu kit wciskali.

    Od tego momentu przyjął sobie za misję, żeby w ramach zemsty na tych na górze głosić dobrą nowinę, i namawiać każdego, kto zechce słuchać, na wizytę w Iranie. No mnie namówił. Jeśli żydowski żołnierz wysyła mnie do Iranu, to ja nie mam kontrargumentów. Pojechałem, zachwyciłem się, wróciłem, i robię to samo co tamten koleś – namawiam. Na razie 2 ekipy wysłałem, i – zgadliście – też wrócili i namawiają następnych. Czyli na poziomie szeregowców można czasem coś zdziałać, mimo tego burdelu na górze.

    (A żeby było mniej słodko: sprzedałem tę historię w listopadzie izraelskiej ekipie spotkanej w Etiopii. Zakrzyczeli mnie, że niby jaki z tego kolesia był debil, przecież te perskie zwierzęta na pewno by go zabiły, gdyby wywęszyły)

  8. Dzięki, kurna, za podlinkowanie zdekapitowanego dziecka. Już dziennikarze nie wystarczą pokrojeni na kawałki. Polska miała piękną okazję, żeby nic nie zrobić i się nie odezwać a tak poszła na gangbang bez wazeliny. Wstyd.

  9. A tam, nie jedną wojnę imperium Lechickie już z Persami wygrało 😉

    1. Ależ wręcz przeciwnie, wg Wincentego Kadłubka Lechici byli Persami, bo to Persowie zdemolowali pod Carrhae armię rzymską. To znaczy dokładniej ludy w barwach imperium perskiego pod dowództwem Rostama Surena.

  10. Wybaczcie nieparlamentarne sformułowanie,ale od dawna czuję się cwelony przez określone srodowisko.
    Nawiasem mówiąc, czy w obecnej sytuacji „parlamentarne” znaczy to, co powinno znaczyć?

  11. Chyba muszę uronić łzę nad naszym losem narodu…..tyłek mnie aż boli jak czytam. Zawsze celnie strzelasz.

  12. Chwila, oni mówią, że to wspaniałe, że dzięki wydanym 220 bańkom aż kilkanaście tysięcy osób zobaczyło napis I LOVE POLAND? A może więcej, bo się przesiadali?! (Jakbym się przesiadała, to bym patrzyła, czy mam swoją torbę i dziecko/psa/chomika, a nie, kto komu miłość wyznaje na cudzej burcie, ale może się nie znam…) Czyli zapłaciliśmy tylko 14,6 tys. (albo i 7,3 tys., licząc wersję z przesiadkami) za jedną osobę, która ZOBACZYŁA NAPIS. Taniej w sumie byłoby rozdawać po tysiącu złotych przypadkowym osobom. Wtedy za 15-30 baniek osiągnęlibyśmy pewność, że tyle samo osób nie tylko zobaczy napis I LOVE POLAND, ale naprawdę Polskę pokocha, przynajmniej na jakiś czas. A ile byśmy zaoszczędzili!

  13. No, świetnie, Borsuk. 🙁
    Znowu przeczytałam Twój tekst przed snem i będę mieć „kolorowe koszmary”. A następnym razem na Walentynki (których nie pielęgnuję) „zamawiam” coś bardziej romantycznego, albo może bardziej pozytywnego w odbiorze. I w ogóle – proszę, proszę, proszę – daj co jakiś czas optymistyczny kawałek, bo choć rozumiem, że wolisz walić między oczy, albo chociaż w te zakute łby (nie nasze!), bo polska rzeczywistość sama się o to prosi, to może znajdziesz jakiś promyczek słońca w tej naszej codzienności. Na pewno też będziemy Cię czytać z przyjemnością.
    A co do meritum? Chciałabym umieć, tak jak Ty, wyciągać wnioski z tego co sama obserwuję, albo co chcą (ktokolwiek to jest) nam pokazać. Mam nadzieję, że nie jestem bezmyślnym łykaczem propagandy, bo TVP nie oglądam, ani też żadnej innej TV, jednak nie wszystko rozumiem, a Ty podajesz nam na tacy kwintesencję, czyli tzw. kawę na ławę. I wielkie dzięki Ci za to.
    Cholernie nie podobają mi się działania naszych – jak to delikatnie nazwać? – rządzących prominentów (może tak być?), cholernie boję się, że wciągną Polskę w nieobliczalne działania i konsekwencje, za które zapłacą Polacy, a ONI z triumfem wskażą na winę „dyżurnego” Donalda, bynajmniej nie Trumpa. I co nam z tego wtedy przyjdzie: kto winny, a kto nie? Kurczę, zbliżam się do wieku emerytalnego i naprawdę marzy mi się spokój, a nie obecny porządek, czyli chaos, pozornie i przezornie przysypany pudrem, którego doświadczamy. Nie podoba mi się Polska w roli wykorzystanej, głupiutkiej dziewczyny! Co robić zatem? Wiadomo – wybory. Wiadomo – trzeba iść głosować. Ale czy to wystarczy? Czy mamy przygotowanych potencjalnych następców do rządzenia, którzy będą Polsce i w Polsce „robić dobrze” (i to niekoniecznie pod stołem), ale tak naprawdę dobrze?
    Dziękuję jeszcze raz za to, że wstrząsasz nami, naszymi sumieniami, uruchamiasz myślenie.

  14. I don’t want to live on this planat anymore.
    On the second thought – I like it here. You get out.
    Gdzieś widziałam takie rozwinięcie mema i mi sie spodobało 🙂

  15. Tak akurat walentynkowo (przy okazji: walentynki, od małego „w” ;)) powtórzę Ci któryś już raz: kocham Cię.

    1. Rany 🙂 Nieustająco dziękuję 🙂 A co do „w”- celowo złamałem zasady i napisałem wielką litrą. Bo uważam, że powinniśmy zacząć te sylwestry i walentynki tak pisać. Ale skoro zwróciłaś uwagę to dobra, nie będę się wygłupiał 🙂

      1. Jak już idziemy w tę stronę, poprawek pisowni, przepraszam, to powinno być ‚jedno nocna’, ‚jednonocna’ czy ‚jedno-nocna’?

  16. Piszesz tak przekonująco, że pierwszy raz pomyślałam o postaraniu się o inny paszport:(

    1. Ej, nie! Nie zostawiaj mnie tu samego, no. Jesteśmy tu i to oni – politycy wszelkiej maści – mają się stąd wynieść. Nie my. To nasze miejsce jest.

Dodaj komentarz