Media Polityka

Jak jednocześnie być szmatą i porządnym Polakiem, czyli polityk Schrödingera

kot schrödingera

Kiedyś miałem kolegę, a ten kolega miał żonę. I ta żona strasznie chodziła na boki, bo jak to się elegancko mówi – lubiła towarzystwo mężczyzn. I wszyscy o tym wiedzieli, poza tym nieszczęsnym kolegą. Z wami, z naszą polityką, z Donaldem Tuskiem, z Jarosławem Kaczyńskim i tym nieszczęsnym Jackiem Saryuszem Wolskim jest dokładnie tak samo.

Ta rozrywkowa żona nieszczęsnego kolegi przyprawiła mu rogi już w pierwszym roku małżeństwa i robiła to potem z podziwu godną konsekwencją przez dalszych siedem lat. Kolega odbierał ją pijaną z imprez, głaskał po zmęczonej alkoholem głowie, donosił kompotu i napoi chłodzących do łóżka, na którym wypacała kaca. No, kochał ją po prostu – pomiędzy ludźmi tak się czasem zdarza.

Ona z wdzięczności smażyła mu kotlety mielone z ziemniakami, a potem znów oddawała się hobby, jakim było empiryczne badanie długości przyrodzenia mężczyzn w mieście stołecznym Warszawa i gminach sąsiadujących. Tak zwanych satelitarnych.

I fruwała sobie wesoło po tej satelicie w kolorowych sukienkach i z włosem rozwianym, a kolega kochał, wielbił i wyrażał się w samych superlatywach. Jaka to ona piękna, a jaka inteligentna. Jaki to świetny materiał tak doskonale wybrał. No, nie mógł się nachwalić, jak to ona jest dobra!

I wtedy, jednej zimnej i deszczowej nocy, kolega przyszedł ją odebrać z imprezy zbyt wcześnie. Umawiali się jakoś chyba na drugą w nocy, ale on nie miał co robić, więc przyjechał te dwie godziny wcześniej.

I zobaczył tę matkę swoich dzieci w łazience, opartą o umywalkę. Zobaczył, jaka ona jest dobra dla tłustawego faceta, który – mimo czterdziestki na karku – nosi żółty, włóczkowy sweter. Podwinięty akurat pod modną w tym sezonie brodę.

I w jedną sekundę koledze pękł dysonans poznawczy. I to samo dzieje się dziś z wami. Dlaczego? Już pokazuję i objaśniam.

Mój kolega w jednej krótkiej chwili przewartościował obraz fajnej, rozrywkowej żonki. Z miłości jego życia stała się „szmatą pierdoloną”. Jego słowa, nie moje.

Ale przecież w jej zachowaniu nic się nie zmieniło! Ona była cały czas, przez siedem lat małżeństwa, tą samą osobą zachowującą się w ten sam powtarzalny sposób. Jedyne, co uległo zmianie to jego na nią spojrzenie.

Przez siedem lat była jednocześnie kobietą dobrą i kobietą złą. Zależnie od punktu odniesienia. Była kobietą Schrödingera.

Powiecie – on przecież nie wiedział. Żył fałszywym obrazem. Ale czy na pewno? Czy na pewno przez te siedem lat tego nie wiedział? Czy wiedzieć i widzieć nie chciał?

Kolega cierpiał prawdopodobnie na ciężki przypadek dysonansu poznawczego, na tę samą okrutną chorobę, na którą cierpi wielu z was.

W skrócie (bo przecież piszę za długie teksty) dysonans poznawczy występuje wtedy, gdy nasze przekonania są niezgodne z rzeczywistością. Gdy kupiliśmy wymarzony samochód, który nagle zaczyna się sypać i staje się skarbonką bez dna. Albo, gdy wzięliśmy sobie żonę, która sypie się na imprezach.

Ludzki umysł jednak jest tak zbudowany, że broni swoich pierwotnych przekonań. Czy większość z nas powie w takim przypadku: kupiłem złom, przepłaciłem? Nie. Większość z nas powie: przecież to jest nadal świetny samochód. No, sprzęgło spalone, zdarza się, w każdym aucie trzeba trochę pogrzebać. No, rdza, brak geometrii, silnik do remontu, ale to się wszystko jakoś wyklepie, naprawi. W każde auto trzeba przecież zainwestować.

No, w każdą żonę trzeba.

W każdą partię polityczną. W każdą ideologię.

I to samo, co obserwowałem u mojego kolegi, obserwuję teraz u otaczających mnie Polaków. Podzieleni na dwa, wrogie obozy. Patrzący na to samo, a widzący zgoła co innego. Otoczeni przez polityków Schrödingera.

Przecież partia, na którą zagłosowałem nie może mnie zdradzać z przytłustym facetem w żółtym swetrze!

Tak właśnie gwiazda Platformy Obywatelskiej, która została nagle przeflancowana na Prawo i Sprawiedliwość, stała się politykiem Schrödingera. Przecież Jacek Saryusz Wolski nie został opętany przez demony, nie zmienił nagle swoich poglądów. Nie. On po prostu tym razem oparł się o umywalkę dla faceta z kocią sierścią na marynarce. I w jednej chwili dla ludu platformerskiego, z porządnego Polaka stał się „pisowską szmatą” (ich słowa, nie moje). A dla ludu pisowskiego z „platformerskiej szmaty” stał się Polakiem porządnym.

A nie pamiętacie, że tak samo kiedyś było z Tuskiem? Z Wałęsą?

Tusk Kaczyński

Nie pamiętacie tych intymnych zbliżeń politycznych między Kaczyńskim, a jego największymi obecnie wrogami? Pamiętacie w ogóle POPiS?

To nie jest tak, że oni – i ona – w jedną sekundę stali się „szmatami”. Oni zawsze tacy byli. Oni zawsze zdradzali was oparci o umywalkę, a wy ocieraliście im pot ze skroni i całowaliście czule na dobranoc. Bo oni byli „wasi”. Bo ich sobie „wybraliście”.

Nie, nie byli.

Oni zawsze byli tacy sami i niczym się nawzajem nie różnili.

Oni zawsze byli politykami Schrödingera. Byli jednocześnie w waszym obozie i w obozie wroga.

Wam po prostu pękł teraz dysonans poznawczy i latacie po ulicy od demonstracji KOD do smoleńskiej miesięcznicy.

Przecież większość z was nie słyszała nawet przedtem o Jacku Saryuszu Wolskim. Mylę się? No, szczerze, proszę odpowiedzieć.

Dobra, streszczę. To jest taki facet, którego PiS wyciągnął z PO, by kandydował na stanowisko Tuska, mimo że nie ma żadnych szans, ale – uwaga – ma niezaprzeczalną zaletę. Nie jest Tuskiem.

A teraz jedni demolują jego biura wykrzykując hasła o zdradzie, a drudzy malują go na sztandarach i wielbią prawie tak, jak wielbią prezesa z Nowogrodzkiej. A na pewno bardziej niż Błascaka (tak właśnie, przez „sc”)

Dajecie się upokarzać ludziom, którym zaufaliście. Którzy mieli reprezentować wasze interesy, a lecą z wami w wała, tak jak minister – jak jej tam – Zalewska z reformą edukacji.

Dajecie się czołgać po podłodze, jak dziadkom w starym wojsku. Dajecie sobie pluć w twarz i oblizujecie się do tego lubieżnie.

I na kogo jesteście naprawdę wkurzeni? Na tych, który oparli się o umywalkę i zawsze o tę umywalkę oparci byli? Czy na sąsiada? Na drugiego Polaka?

Czy wy naprawdę potrzebujecie tych plemiennych wojen? Potrzebujecie takich symboli, by nawzajem się powyrzynać?

To może, kurwa, nie pod moim nosem. Jedźcie sobie do Rwandy. Tam też zaczęło się od śmierci prezydenta w samolocie.

7 Responses

  1. Moim skromnym zdaniem, to towarzystwo nawzajem dostarcza sobie karmy naszym kosztem. Od wszelkich ideologii z daleka, bo to prowadzi do rzezi. Smutne
    Zajrzałam tu pierwszy raz i z pewnością będę często zaglądała. Pozdrawiam.

  2. swietny blog, normalnie malo ktory artykul czytam do konca, a tutaj pochlonalem wszystkie wpisy na raz, pozdrawiam i czekam na wiecej

  3. W czasach pierwszej kampanii do PE z kumplem wymiśliliśmy JSW hasło wyborcze.
    „Saryusz Wolski,
    wyp*******j z Polski”
    Chyba przyszedł czas je odkurzyć i opatentować, to może jakieś szekle do kiesy wpadną.

Dodaj komentarz