Polityka Życie

Trzecie plemię, czyli efekt białego niedźwiedzia

Trzecie plemię, czyli efekt białego niedźwiedzia

Trzecie plemię zawsze ma trudniej niż dwa dominujące. Siedzenie okrakiem na płocie zawsze oznacza, że zbierasz po pysku od obu zwaśnionych stron. Ale mam dziwne przeczucie, że warto na tym płocie siedzieć i w wojnie polsko-polskiej być trzecią stroną.

Jest coś takiego, co ma nazwę „efekt białego niedźwiedzia” lub – jak kto woli – różowego słonia. Ja wolę niedźwiedzie. Rzecz polega na tym, że im bardziej starasz się o czymś nie myśleć, tym bardziej zaprząta to twoje myśli. To „paradoks kontroli umysłu”.

Nie myśl o białym niedźwiedziu.

To właśnie ta cecha naszego mózgu sprawia nam problemy w wielu dziedzinach życia. Kiedy za wszelką cenę staramy się zrelaksować – spinamy się jeszcze bardziej. Gdy próbujemy usilnie się skoncentrować – najpewniej szybko staniemy się rozkojarzeni, a nasze myśli zaczną błądzić gdzieś daleko. Gdy próbujemy nie myśleć o rzeczach przykrych, tym bardziej oblepiają one nasz umysł i każą rozpamiętywać traumy i porażki. I kiedy ktoś nam mówi: „nie przejmuj się, nie myśl o tym” tym więcej myśli na ten temat zaczyna obijać nam się o wnętrze czaszki.

Tak samo to działa przy poleceniu „nie patrz w tamtą stronę”.

Im bardziej staramy się nie myśleć o białym niedźwiedziu, tym więcej o nim myślimy.

Dla mnie w ostatnich latach takim białym niedźwiedziem jest trzecie plemię. Im bardziej staram się nie myśleć o tym, co dzieje się z nami – Polakami – tym bardziej męczy to mój mózg. Im bardziej staram się nie wtrącać, gdy ktoś dyskutuje na tematy polityczne, tym bardziej muszę się wtrącić i zaprezentować opinię, z którą nie zgadza się żadna ze stron dyskusji. Często sprawia to, że obie strony znajdują sobie we mnie wspólnego wroga.

Ale cóż, nikt nie powiedział, że życie członka trzeciego plemienia jest proste. Chyba poznaliście to już na własnej skórze, prawda?

Często piszę, że sytuacja w jakiej się znajdujemy, ta wojna polsko-polska, niepokojąco kieruje moje myśli ku odległej Rwandzie i masakrze, którą skończyła się tamtejsza polaryzacja i celowe napuszczanie jednego plemienia na drugie. Napisałem kiedyś na ten temat długi tekst, który chyba warto przeczytać (można to zrobić po kliknięciu w ten link).

Napisałem tam, że Polacy podzielili się na dwa plemiona, a wojna propagandowa i polityczna, jaką te grupy toczą ze sobą doprowadzi kiedyś do rozlewu krwi. Napisałem też o tym, że wbrew temu, co wszyscy wiedzą o masakrze w Rwandzie, nie było tam dwóch plemion.

Były trzy.

Gdy plemię Hutu zaczęło mordować maczetami plemię Tutsi to trzecie plemię – Twa, wywodzące się z rdzennej ludności Rwandy – również oberwało.

W starciu dwóch plemion wymordowano co trzeciego członka trzeciego plemienia. Tak po prostu, przy okazji. 30 procent ludu Twa (Batwa) zginęło w masakrze w Rwandzie tylko dlatego, że znalazło się w złym miejscu, w złym czasie. I dlatego, bo było tylko trzecim plemieniem, którym w masakrze jednej dominującej siły przez drugą nikt nie specjalnie nie przejmował.

Co z tego, że Twa zawsze stali trochę z boku? Co z tego, że nie należeli do żadnej z walczących stron? To na wojnie i w ludobójstwie nie jest ważne. Nikogo nie obchodzi, że nie popierałeś żadnej z dwóch zwaśnionych sił. To nawet dla ciebie gorzej.

Czy gdy ostrze maczety rozdziela twoją czaszkę na połówki ważne jest, czyja ręka to ostrze trzyma?

Z powodu mojego zainteresowania Rwandą wiem, że dźwięk głowy rozpłatanej maczetą brzmi jak dźwięk rozpłatanej główki kapusty. Ale z tego powodu wiem też coś innego: nie wystarczy stać z boku. Nie wystarczy nie mieszać się, nie angażować.

Nie wystarczy nie myśleć o białym niedźwiedziu.

I dlatego mieszam się, na ile umiem. Angażuję się w sprawę, która nie istnieje w głównym nurcie mediów, w sprawę, której nie ma w codziennych myślach większości Polaków. Angażuję się tak, jak umiem – wystukując te słowa literka po literce.

Trzecie plemię. Czym jest? Należę do niego na przykład ja, bo nie rozumiem dlaczego mam wybierać pomiędzy złem większym, a mniejszym złem. Dlaczego te dwa zła robią wszystko, bym nie miał żadnej alternatywy.

Do trzeciego plemienia należysz prawdopodobnie ty, bo jeśli tu trafiłaś/trafiłeś to znaczy, że nie jesteś w tym momencie w innym miejscu: na spolaryzowanym froncie walki dwóch sił: PiS i Platformy (to tylko nazwy, łatki, które nadaliśmy dwóm plemionom Polaków o dominujących przekonaniach politycznych).

Do tego plemienia należy moja koleżanka, która podczas świąt w Zachodniopomorskiem usłyszała od własnej mamy, że „w tej Warszawie PiS wyprał jej mózg”. I mój kolega, który w rodzinnym domu na ścianie wschodniej słyszy, że „w tej Warszawie opętały cię demony Platformy”.

Dlaczego to słyszą? Bo powiedzieli podczas rozmowy z rodziną, że „PiS/PO nie jest lekiem na całe zło”. I dlatego, że jedna rodzina głosuje na Platformę, a druga na PiS zostali automatycznie dziećmi marnotrawnymi i przypisano ich do obozu przeciwnego.

Albo jesteś z nami, albo przeciw nam.

Bo członkowie dwóch głównych plemion nie rozumieją, że brak poparcia dla jednej grupy nie zawsze oznacza przynależność do plemienia drugiego. Że można nie popierać ich obu – tak po prostu. Że można myśleć samodzielnie, bez przekazów partyjnych o myślozbrodni. Że można tworzyć trzecie plemię. Plemię wyrzutków siedzących okrakiem na płocie.

Książka Nienawiść.pl

Próbują nas do tych swoich plemion na siłę werbować lub – w razie niepowodzenia – wpychać w ramiona przeciwników. Oni są jak ci cholerni akwizytorzy kablówki na moim osiedlu, którzy z uporem maniaka starają się wcisnąć mi telefon stacjonarny. Przedstawiciel firmy na N zdziera ogłoszenia przedstawiciela firmy na U i nakleja własne wlepki na mojej klatce schodowej. Obaj regularnie nękają mnie i dzwonią do drzwi usiłując sprzedać mi ten cholerny telefon. Każdy z nich uważa, że jeśli nie chcę podpisać umowy z nim, to znaczy że planuję to zrobić z tym drugim. Do żadnego z nich nie dociera, że mamy – kurwa mać! – 2019 rok i telefon stacjonarny jest takim samym anachronizmem, jak znaki dymne. Że ja po prostu nie chcę i nie potrzebuję mieć telefonu na kablu.

Takim samym anachronizmem jest podział na dwa plemiona i dwie partie polityczne (z przyległościami).

Za anachronizm uważam zmuszanie mnie do wyboru, kogo bardziej nie lubię i do oddania głosu na tego drugiego. To takie koszmarnie wypaczone pytanie „kogo kochasz bardziej, tatusia czy mamusię?”. My, członkowie trzeciego plemienia od dekad zmuszeni jesteśmy decydować kogo nie lubimy bardziej.

Bo wbrew tak zwanym publicystom z głównego nurtu mediów nie jesteśmy symetrystami. Tym brzydkim słowem oni starają się zbagatelizować to, o czym myślimy. Nie bez przyczyny określenie „symetryzm” staje się modne właśnie w naszym podzielonym społeczeństwie aspirującym do systemu dwupartyjnego. Bo skoro tak jest w USA, to musi być dobre. Tylko, że w takich Stanach Zjednoczonych podział na dwa plemiona – i ignorowanie plemienia trzeciego – doprowadził do katastrofy. Najpotężniejszym krajem świata rządzi jakiś ulepiony z plasteliny, pomarańczowy człowieczek zachowujący się jak idiota, mówiący jak idiota i wydający swoje idiotyczne decyzje za pomocą Twittera.

Kto z nami, a kto przeciw nam – mówią wzorem amerykańskim wojownicy PO-PiS i liczą nas w poczet swojego plemienia, lub plemienia wrogów. A gdy staramy im się coś tłumaczyć, gdy bronimy się ze wszystkich sił przed werbunkiem do jednej z armii w wojnie polsko-polskiej to baranieją i wyrzucają z siebie pogardliwe hasło „symetryzm”.

Symetryzm oznaczałby, że każde plemię traktujemy tak samo, że nie lubimy go tak samo. Że obu przypisujemy te same grzechy. A to przecież nie jest prawda. Nikt z nas na tej osi PO-PiS nie jest idealnie pośrodku, bo i zderzenie światopoglądów i emocji jest zbyt duże, by dokonać takiej ekwilibrystyki. Zawsze jednej strony nie lubimy bardziej. Ja – chyba wiadomo której. Wy – sami to wiecie.

Nawet jeśli nasze antypatie na osi PO-PiS układają się inaczej niż moje, to łączy nas jedno: wszyscy jesteśmy zmuszani do opowiedzenia się po którejś ze stron. A wcale tego nie chcemy, bo nie czujemy, że któraś z nich zasługuje na nasze poparcie.

Pamiętacie, jak mówiłem wcześniej o efekcie białego niedźwiedzia? „Nie myśl o białym niedźwiedziu” to tak zwana dyrektywa zaprzeczona, w odróżnieniu od „myśl o białym niedźwiedziu” – czyli dyrektywy bezpośredniej. Udowodnione jest, że obie dyrektywy działają tak samo. To znaczy, że jeśli jedna grupa ma przykazane, by bacznie zwracać na coś uwagę i zapamiętać szczegóły, a druga dostała zakaz zwracania uwagi i przykaz, by nie skupiać się na szczegółach, to obie zapamiętają te szczegóły tak samo dobrze.

Tak samo jest z fanatykami dwóch partii politycznych i z nami – którzy gardzą obiema. Elektorat pozytywny ma takie samo znaczenie, jak negatywny i oni doskonale o tym wiedzą. I czerpią z tej naszej niechęci, bo chcąc nie chcąc w tej wojnie polsko-polskiej walimy w plemienną głowę raz jednego, raz drugiego. A to przysparza korzyści raz jednym raz drugim. Dodatkowo my – trzecie plemię – nie istniejemy w dyskursie publicznym zdominowanym przez polaryzację, a w rozmaitych sondażach część socjologów próbuje mówić o nas „niezdecydowani”.

Jaki ja, kurwa, niezdecydowany jestem, panie socjologu z CBOS? Ja jestem bardzo mocno zdecydowany, tylko niestety politycy robią wszystko, bym ja tej mojej decyzji podjąć nie mógł. Bym nie mógł wybrać sobie polityków, na widok których nie robi mi się niedobrze. Bo oni istnieją nielicznie, jak białe niedźwiedzie. Jedyny wybór, który dają mi dwa plemiona jest następujący: mogę wybrać sobie spośród tych którymi gardzę kierując się tym, kim gardzę mniej.

Mogę wziąć udział w tej histerycznej wojnie i zapisać się do Grześka Schetyny, bo gardzę tym, co z Polską robi Jarosław Kaczyński. A inni członkowie mojego plemienia muszą zapisać się do Jarka, bo bardziej gardzą Grześkiem. Tak? O to chodzi?

Mogę sobie wybrać między na przykład Jarosławem Gowinem, wicepremierem w rządzie Platformy Obywatelskiej, a Jarosławem Gowinem, wicepremierem w rządzie PiS.

I tak w kółko i w kółko, aż zniechęcę się, stanę się otępiały i głupawy. Jak tacy Amerykanie zaakceptuję, że pomiędzy Donaldem Trumpem i Hillary Clinton nie może istnieć nic innego. I jak Amerykanie zacznę napierdalać się na ostro na ulicach z takimi samymi jak ja, w imię interesów tłustych polityków.

Nie, panie socjologu. Ja nie jestem „niezdecydowany”. Ja jestem wkurwiony.

Jeśli my, członkowie trzeciego plemienia, przystaniemy na ten narzucony siłą układ, jeśli to nasze wkurwienie wygasimy, to wkrótce może okazać się, że giniemy z rozpłataną maczetą głową – jak trzecie plemię Twa w Rwandzie.

Wkrótce może okazać się, że nikt już nie neguje podziału Polski na dwie tylko części i każdy z nas będzie musiał przybrać jakieś barwy plemienne. I oni wygrają, niezależnie od wyniku. Zwycięży plemię, którym gardzisz mniej lub bardziej, ale zaręczam ci – nigdy nie będziesz z tego wyboru zadowolony.

My, trzecie plemię, przegramy – niezależnie od wyniku.

Co możemy zrobić? Często dostaję maila z takim pytaniem, jakbym był kimś mądrym i znał odpowiedzi na pytania graniczne. Ale ja głupi przecież jestem i nie znam.

Ale wiem jedną rzecz.

Dobrym sposobem na to, by nie myśleć o białym niedźwiedziu jest starać się nie myśleć o niedźwiedziu innego koloru.

O tym cholernym drugim niedźwiedziu z trzeciego plemienia. Zgadzajmy się w jakimś punkcie z dominującymi plemionami – jeśli tak uważamy w głębi serca. Jeśli uważamy, że aktualnie rządzi plemię szkodnicze – zbratajmy się chwilowo z tym drugim i odsuńmy szkodników od władzy. Jeśli uważamy, że ta obecna grupa jest lepsza niż plemię „przez ostatnie osiem lat” – nie odsuwajmy. Przecież o tym decyduje każdy w głębi swojej duszy i w urnie wyborczej i żaden facet z internetu nie powinien tego negować.

Ale myślmy – albo starajmy się nie myśleć, co da ten sam efekt – o tym, że tworzymy trzecie plemię. Nie idźmy szaleńczo za partyjnym sztandarem, nie maszerujmy bezkrytycznie w rytm propagandowego bębenka nie patrząc, że te marszowe buty depczą nasze własne, prywatne plecy. Nie zapisujmy się na ochotnika na wojnę polsko-polską. Na tej wojnie nikt z nas – niezależnie od plemienia – wygrać nie może. Korzystają na niej jedynie oni – politycy, który nas na tę wojnę pchnęli.

Gdzieś tam, pomiędzy naszymi doraźnymi wyborami, budujmy to trzecie plemię. Plemię złożone z ludzi, którzy nie chcą ślepo podążać za Jarkiem, czy Grześkiem. Plemię, które indywidualnie waży swoje racje i kieruje się tym, co jest dobre, a co złe. Nie uzależnia dobra i zła od tego, kto aktualnie strzyka jadem do jego ucha. Trzecie plemię, które myśli, że świństwo jest świństwem niezależnie od partyjnych barw.

Które wie, że nie wystarczy być opcją przeciwną do tej, którą bardziej gardzimy, by zdobyć naszą sympatię. Niech się, kurwa, bardziej postarają.

Więc (zdania nie zaczyna się od więc) myślmy kochani o niedźwiedziu z trzeciego plemienia. I zbudujmy to trzecie plemię. Słuchajmy siebie nawzajem i wyciągajmy wnioski.

Bo jeśli przestaniemy słuchać może być tak, że pewnego dnia jako plemię zniechęconych indywidualistów nie usłyszymy już nic innego niż dźwięku rozpłatanej główki kapusty.

 


Tekst powstał przy wsparciu Patronów.
A gdybyście i wy mieli ochotę rzucić we mnie monetą i wesprzeć moją pisaninę, to będę bardzo wdzięczny. Tu trochę o tym piszę. Jak chcecie, kliknijcie poniżej.


 

17 Responses

  1. Wszystko się zgadza, problem z tym że Tutsi i Hutu w Rwandzie to żadne plemiona. To Europejczycy podzielili naród w ten sposób, aby na zasadzie dziel i rządz zaprowadzić porządek, ponieważ tak było wygodniej. Wykorzystano podziały społeczno-ekonomiczne. Europejczycy uprościli sprawę. Jeśli ktoś miał więcej niż 10 krów – zostawał Tutsi, jeśli mniej – Hutu lub Twa. Wkrótce dodano kryterium antropologiczne. Belgijscy lekarze przebadali tysiące Rwandyjczyków. Mierzyli rozstaw oczu, obwód głowy, długość nosów, proporcje kończyn – jak nazistowscy lekarze w Europie. Aż w końcu ogłosili, kto jest Tutsi, a kto Hutu. Czytając lub oglądając filmy o tej tematyce łatwo wyłapać ludzi stamtąd, którzy nie są w stanie powiedzieć czym różnią się od siebie tak naprawdę, poza wpisem w dowodzie. Niektóre osoby z niekoniecznie mieszanych małżeństw wyglądają przecież zupełnie jak to „drugie plemie”. I tu jest kuriozum tej całej sytuacji, że naród potrafił w trzy miesiące wymordowac koło miliona ludzi, bo im się wydawało że się czymś różnią, poza statusem społecznym. Bo Belgom 50 lat wcześniej tak było po prostu wygodniej ich podzielić.
    Jest to przestroga dla wszystkich, lekcja z której wnioski chyba nie zostały zapisane w pamięci ludzi, bo to Afryka, bo daleko, bo dziko.
    Nigdy nie byliśmy tak skłóceni, choć jakby spytać o przyczyny to pewnie wielu ciężko byłoby jeszcze podać.
    Panie Borsuku, w ramach wzajemnej wymiany wiedzy, polecam kawałek Kapuścińskiego:
    https://www.google.com/amp/s/kapuscinski.info/rwanda-i-nowoczesne-media.html/amp

    I oni i my metaforycznie jesteśmy tymi ‚plemionami’, o których Pan pisze, które tak naprawdę nie są plemionami. Może właśnie jesteśmy lub stajemy się Rwandyjczykami, tylko że na innej szerokości geograficznej.
    Obyśmy opamiętali się w porę.

    1. Masz całkowitą rację, dlatego też Tutsi i Hutu wybrałem na mój stały motyw. O tym, że to nie plemiona tylko jeden naród pisałem w tekście, który tu linkowałem: http://www.nienawisc.pl/rwanda-czyli-jak-politycy-cie-kontroluja/
      Twa to akurat z tego co czytałem plemię, oryginalni mieszkańcy tych ziem, ale po tylu latach wzajemnych małżeństw i oni fizycznie nie przypominają już często swych protoplastów.
      Ale masz rację, nie powinienem używać skrótu myślowego „plemię” zakładając, że moje poprzednie teksty każdy zna i pamięta.
      Dzięki za komentarz!

  2. Dlatego jestem zwolennikiem głosowania przeciw jakiejś partii/ugrupowaniu ,taki głos minus jeden a nie na mniejsze zło.

  3. Ja mam taką teorię, którą nie lubię się dzielić, bo ona może jest i trochę śmieszna, ale być może też jest i prawdziwa. Od 1993 do 2005 roku władza zmieniała się co 4 lata. W zasadzie niezależnie od tego co się działo to się zmieniała. Zmieniała się i przez afery (SLD przez Rywina), i przez reformy (Buzek) i przez brak reform i afer (pierwsze SLD).
    Po Rywinie wiadomo było, że władza się zmieni, ale ten kto siedział w polityce w miarę długo i umiał wyciągać wnioski z rzeczywistości wiedział, że zmieni się na krótko – konkretnie na 4 lata. I myślę, że ktoś sobie wtedy pomyślał: hmm, to wezmę kumpla, który ma poglądy trochę inne i zrobimy taki tandem – ja będę udawał głupiego i niewykształconego i mówił wyłącznie do głupich i niewykształconych, a Ty Gienek udawaj mądrego i wykształconego i mów tylko do mądrych i wykształconych. Żebyśmy byli wiarygodni to musimy się napierdalać między sobą, musimy też to robić dlatego, żeby nikomu nie przyszło do głowy zagłosować na kogo innego. Jak komuś się znudzi głosowanie na mądrych to musi zagłosować na mnie, bo ja jestem anty-mądry, a jak komuś się znudzi głosować na głupich to musi zagłosować na Ciebie, bo Ty jesteś anty-głupi. Na wszelki wypadek to ja się sprzymierzę jeszcze z Tadkiem z Torunia, a Ty regularnie puszczaj oko do lewaków i tych LGBT. To, co Gienek, robimy deala?

    1. tak, często się mówi o nich jako tandemie PO-PiS. Też mi to czasem chodzi po głowie. I to jest kolejny powód, żeby głosować na partie kanapowe

  4. A mi przyszedł na myśl Kunta Kinte z serialu Korzenie. Zapytany, dlaczego ciągle uciekał z niewoli, wiedząc, że będzie schwytany i boleśnie ukarany, odpowiedział, że kiedy tak biegnie, bez łańcucha, przeżywa jedyne chwile, kiedy czuje się wolny.

  5. Im dłużej obserwuję naszą pokomunistyczną historię, to boję się co się będzie działo po wyborach. Następni którzy biorą władzę są coraz bardziej zuchwali. Może dlatego, że coraz mniej jest do ukradzenia lub sprzedania obcym. Nie wiem. Głosowałem i na jednych i na drugich. Obie partie mnie zawiodły. Teraz jestem wkurzony. Próbuje z Kukizami. Jeżeli zrobią to co próbują, to przynajmniej ograniczą prawa rządzącym…

  6. A może próbujmy głosować na te partie kanapowe? Osłabiajmy te dwie potęgi jak się tylko da. Jak sparaliżujemy decyzyjność naszego sejmu, to przynajmniej zachowamy status quo, nie będą w stanie przepychać ustaw, których nie chcemy.

    Jak mnie pytają kogo popieram, to zawsze mówię (choć z lekkim przekąsem), że „Razem”. Bo oni przynajmniej uczciwie mówią, że są komunistami, nikogo nie udają.

    Z drugiej strony – obawiam się, że próby organizowania się pod sztandarem niezgody na to co widzimy nie przyniosą raczej efektów. Może jedynie doraźne. Bo brakuje tu pozytywu wiążącego wspólny interes. To tak jak pojawiła się partia kobiet. A jedynym istotnym punktem wspólnym dla nich była płeć. To za mało. Efekt będzie jak na końcu filmu „Thor: Ragnarok”, gdzie tyran po udanej rewolucji ogłosił wspólny sukces – bo to przecież dzięki niemu rewolucja w ogóle nastąpiła.

    Z drugiej strony – nawet doraźny efekt da nam choć tę chwilę oddechu…

    1. Wiesz, to nie jest głupie. Z jednej strony oczywiście ordynacja, ale z drugiej konsekwentne głosowanie na tych, na których faktycznie się chce, a nie „taktycznie”, albo negatywnie da być może w sejmie koalicje „tematyczne”. Czyli wspólne głosowania przy określonych ustawach. Problemem jest nie tylko to, czy my dorośliśmy do takich głosowań, ale też, czy nasi parlamentarzyści do tego dorośli. W samorządzie to często widać, nie zagłosuję choćby najlepsza uchwała, bo to tamtych drugich. Nie mówiąc o tym, że może i tam w sejmie to się żrą, ale tu na dole PiS z PO rządzi często wspólnie i zgodnie. Byle stanowiska były obsadzone.

      1. Hm… Jednym z wiekszych mankamentow glosowania w ten sposob jest odebranie opozycji sily i jej rozrzedzenie. Niestety nasza ordynacja wyborcza i metoda rozdzielania mandatow ( D’Hondta) faworyzuje najsilniejsze partie – sprowadza sie do tego, ze osoby glosujace na partie, ktore nie weszly do rzadu najbardziej wzmacniaja (na dzien dzisiejszy) PiS. Dlatego mozna sie czasem spotkac ze stwoerdzeniem, ze w ostatnich wyborach osoby glosujace np. na partie „Razem” oddaly de facto swoj glos na Jarka. I tego troche boje sie u Biedronia – zabierze liberalne glosy, ktore i tak nie naleza do prawicy i jesli nie doatanie sie do sejmu to w wiekszosci zostana one zaliczone na poczet PiS, ktore w najgorszym wypadku zdobedzie wiekszosc konstytucyjna – o implikacjach nie trzeba pisac… Z duza nadzieja jednak zerkam w tamta strone, oni sa mocno samoswiadomi i to ktos od nich logicznie stwierdzil, ze licza na efekt swierzosci co moze dac im przyzwoity wynik.

        1. Z d’Hondtem zgoda. Z zabieraniem głosów – niekoniecznie. Wątpię, bo wyborcy Razem zagłosowali na POPIS. Raczej w ogóle. Pamiętajmy, że połowa w ogóle nie chodzi na wybory. PiS ma określoną liczbę wyborców, tylko ten elektorat jest zdyscyplinowany. Obstawiam, że to tym z centrum i lewa bardziej nie chce się wstać z kanapy. Mam sąsiadów – para ok.40 lat. Nie wiem, czy kiedykolwiek brali udział w wyborach samorządowych, nie mówiąc o innych. Ba! O tym, kto jest burmistrzem dowiedzieli się, kiedy trzeba było coś załatwić w urzędzie. Także ten… Sami pewnie znacie n takich ludzi.

    2. Wybrac najmniejsze zło, popatrzec jak się rządzą – jak źle, pogonić/ wywieźć na taczkach i wybrać następnych. Nastepnych poobserwować – jak będa dawac ciała pogonić… i tak do skutku. Może zostanie w końcu ktoś, kto faktycznie będzie chciał sie wykazać.
      Wiem, wiem, nierealne i destabilizacja:(
      Więc może chociaz tych pogonić?

  7. Można powiedzieć – klasyka. Ja tak sobie patrzę na przykład na TT, jak dyżurnym chłopcem do bicia jest Biedroń i jego zwolennicy. Od jednej i drugiej strony. I nie wiem, czy bardzie mnie to wnerwia, czy śmieszy. I nadmuchane teksty polityków. Kurde, przecież na PiS ludzie nie głosowali wyłącznie z powodu 500+. W dużej mierze dlatego (nawet jej własny elektorat), że mieli dosyć Platformy i jej mentorsko-pogardliwego traktowania. Nie stąd też wziął się efekt Kukiza? Jako opcja dla tych innych? I teraz znowu czytam, że o programie, o tym, o tamtym… to potem. Teraz należy im się zwycięstwo „z urodzenia”. I szlag mnie trafia. Bo było zero autorefleksji, dlaczego stracili władzę. To znaczy była: bo ludzie są głupi i to jest ich wina. Od lat wmawia się ludziom, że jest tylko taki wybór. Albo PiS albo PO. A korzyści z tego wymierne czerpią obie partie. A jak tak sobie patrzę na te różne pochody, protesty, świeczki itp., to szlag mnie trafia jeszcze bardziej. Z jednej strony – dobrze, że ludzie mają potrzebę manifestowania poglądów, ale z drugiej – kurde, jak już wam się ta świeczka wypali, idźcie na wybory, na jakieś konsultacje, zapytajcie o cokolwiek swojego radnego. Marszami żadnego społeczeństwa obywatelskiego nie zbuduje nikt. Bo po tym marszu większość wraca do swoich miast i wsi i dalej uważa, że lokalnej władzy się nie rozlicza. Ba! Uważa, że w ogóle protestować (pod sądem) palić świeczkę (za Adamowicza) to się generalnie jeździ do większego miasta. Efekt? Nie zmieniamy najbliższego otoczenia. Nie pokazujemy, że można i trzeba. A wielu polityków zaczyna gdzieś tam, na prowincji. Więc (wiem,wiem) gdzie mają się nauczyć, że kontrola obywatelska jest czymś normalnym i oczywistym. Przez całą kadencję.
    To mówiłam ja, siedząca na płocie od 89 roku.

  8. Dziękuję za ten tekst. „Ja nie jestem „niezdecydowany”. Ja jestem wkurwiony.” to dokładnie to, co sama czuję.

  9. Ha, jeszcze zanim dotarłam do linku, pomyślałam o „Murach”. O tych „Murach”, przez które od lat mam ochotę potrząsnąć wszystkimi tymi, którzy sobie wycierają mordy tą piosenką. Bo nikt z nich nigdy nie wyszedł poza pierwszy refren. Nigdy nie przyjrzał się maszerującym, nie wsłuchał się w kroków huk. A to my jesteśmy dziedzicami śpiewaka…

  10. Nich cię diabli, borsuku! Kiedy już wszystko sobie poukładam, bo jest jak jest i lepiej nie będzie, wtedy ty zdzierasz mi z głowy kocyk i znowu muszę boleśnie myśleć od nowa. Twoje teksty dodają mi odwagi. Dziękuję.

Dodaj komentarz